Dawno, dawno temu Mistrz przemawiał do tłumu, a jego przesłanie było tak piękne, że poruszało serca słowami przepełnionymi miłością. W tłumie znalazł się człowiek, który chłonął każde słowo nauczania Mistrza. Był biedny, ale miał wielkie serce. To, co usłyszał, wywarło na nim takie wrażenie, że poczuł głęboką potrzebę zaproszenia Mistrza do swego domu”. To pierwsze zdania „Ścieżki miłości” Dona Miguela Ruiza, jednego z kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset poradników, które można znaleźć w każdej księgarni.
Czy rzeczywiście tacy mistrzowie są nam niezbędni do życia? Dlaczego sięgamy po poradniki, zamiast zwrócić się o pomoc do specjalistów? I w którym momencie zaczyna się robić niebezpiecznie?
– Pogubiliśmy się w wykonywaniu prostych, elementarnych czynności. Musimy uczyć się ich na nowo, część z nas korzysta właśnie z poradników – wyjaśnia psychoterapeuta Robert Rutkowski.
Reklama
– Jak naprawić samochód, nauczyć się jogi, ale też jak zdobyć przyjaciół czy duże pieniądze. Był i wciąż jest w nas obecny pęd do samokształcenia, coś w stylu „zrób to sam” Adama Słodowego, tyle że w zataczającym coraz szersze kręgi wydaniu – uważa prof. Wojciech Kulesza, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.
Cały tekst przeczytasz w majówkowym Magazynie Dziennika Gazety Prawnej