Wu mówił, że chińskie władze "chcą wszystko kontrolować", m.in. cenzurują internet w Chinach i usiłują siać dezinformację, by wpływać na procedury demokratyczne na Tajwanie. "I takie doświadczenia ma nie tylko Tajwan. Widzimy podobną sytuację w Australii, Nowej Zelandii, a kiedy mam okazję spotkać się z partnerami europejskimi, oni też widzą, że Chiny eksportują swój autorytarny porządek" - zaznaczył.

Obecnie nadzór rządu Chin nad społeczeństwem tego kraju "wydaje się być ostrzejszy niż w jakimkolwiek innym okresie po rewolucji kulturalnej" - uważa szef tajwańskiej dyplomacji. Jako przykład podał nadzór nad muzułmańską grupą etniczną Ujgurów w regionie Sinciang na zachodzie Chin, gdzie według obrońców praw człowieka i niezależnych ekspertów ponad milion osób może być arbitralnie przetrzymywanych w obozach internowania.

"Jest to po prostu niewiarygodne, że oni mogli umieścić w obozach prawdopodobnie więcej niż milion Ujgurów, którzy po prostu wyznają inną wiarę niż władze chińskie, które wierzą w komunizm" - powiedział szef tajwańskiej dyplomacji.

Rząd w Pekinie utrzymuje, że ostra kampania w Sinciangu jest konieczna, by uchronić ten formalnie autonomiczny region przed wpływem islamskiego ekstremizmu, terroryzmu i separatyzmu. Władze początkowo zaprzeczały istnieniu sieci obozów, a obecnie miejsca, w których zamykani są Ujgurzy, nazywają "centrami szkolenia zawodowego".

Reklama

Wu zwrócił uwagę, że mieszkańcy Tybetu – innego regionu autonomicznego ChRL - "cierpią już od dawna, a ostatnio sytuacja wydaje się pogarszać". Podkreślił, że chińskie władze przysparzają cierpień również ludności katolickiej. "Rząd chiński burzy kościoły, pali krzyże i próbuje sprawować kontrolę nad religią katolicką. Tak więc wszystko, co się dzieje, wskazuje na to, że rząd chiński kroczy ścieżką autorytaryzmu".

Władze w Pekinie obawiają się, że religie mogą służyć "obcym siłom" do wywierania wpływu na chińskie społeczeństwo i propagowania w nim zagranicznych systemów wartości. W ramach kampanii "sinizacji religii", czyli nadawania jej "chińskiej specyfiki", Komunistyczna Partia Chin znacznie zwiększyła w ostatnich latach presję na grupy wyznaniowe i zacieśniła nad nimi kontrolę.

Pekin uważa rządzony demokratycznie Tajwan za zbuntowaną prowincję "jednych Chin" i nigdy nie wykluczył możliwości siłowego przejęcia nad nim kontroli. Polska, podobnie jak większość krajów świata, nie uznaje niepodległości Tajwanu i nie ma z nim formalnych relacji dyplomatycznych.

Na początku 2020 roku na Tajwanie odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne, w których rządząca, proniepodległościowa Demokratyczna Partia Postępowa (DPP) zmierzy się z opozycyjną Partią Nacjonalistyczną (Kuomintang – KMT), opowiadającą się za zbliżeniem z Chinami. Obecna prezydent wyspy Caj Ing-wen z DPP będzie walczyć o reelekcję.

Przed objęciem w 2018 roku teki szefa resortu spraw zagranicznych Wu był m.in. ministrem odpowiedzialnym za relacje z Chinami kontynentalnymi, przedstawicielem Tajwanu w USA, sekretarzem generalnym DPP oraz doradcą prezydent Caj ds. bezpieczeństwa narodowego. Uważany jest za zwolennika niezależności Tajwanu od ChRL. Sam mówi o sobie, że jest "ostrym typem w kwestii chińskiej".

>>> Czytaj też: Jaką strategię przyjmą USA w razie wybuchu wojny z Chinami lub Rosją?