Rozmowy Turcji i USA - sojuszników w NATO - od kilku miesięcy były w impasie z powodu rozbieżności co do zakresu strefy i zarządzania nią.

Po trzech dniach rozmów w Ankarze oba kraje przekazały, że bezpieczna strefa w północno-wschodniej Syrii przy granicy z Turcją powinna być "korytarzem humanitarnym" i że dołożą wszelkich starań, aby Syryjczycy wysiedleni z powodu trwającej od 2011 r. wojny mogli powrócić do kraju.

Informację o porozumieniu przekazało w oddzielnych oświadczeniach tureckie ministerstwo obrony i ambasada USA w Turcji.

Żadne z tych oświadczeń nie precyzuje - jak zauważa agencja Reutera - czy stronom udało się przezwyciężyć dwa główne punkty sporne: jak daleko w głąb Syrii ma się rozciągać proponowana bezpieczna strefa oraz kto ma dowodzić siłami patrolującymi ten obszar.

Reklama

Reuters zwraca uwagę, że po ogłoszeniu oświadczeniu umocniła się lira turecka.

Jeszcze w niedzielę władze Turcji ostrzegały, że mogą rozpocząć jednostronne działania wojskowe na terenach kontrolowanych przez Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), jeśli Ankara i Waszyngton nie osiągną porozumienia w sprawie bezpiecznej strefy. Poprzednie tureckie interwencje zbrojne, w 2016 i 2018 roku, miały oczyścić tamtejsze obszary z milicji syryjskich Kurdów oraz z bojowników dżihadystycznego Państwa Islamskiego (IS).

Turcja uważa YPG za ugrupowanie terrorystyczne, powiązane ze zdelegalizowaną w tym kraju Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Stronie amerykańskiej zarzuca wspieranie syryjskich Kurdów z YPG.

YPG odgrywają wiodąca rolę w Syryjskich Siłach Demokratycznych (SDF) - zbrojnym sojuszu sił opozycyjnych wobec prezydenta Syrii Baszara el-Asada. W ciągu ostatnich czterech lat SDF przejęły od bojowników Państwa Islamskiego kontrolę nad znaczną częścią północno-wschodniej Syrii.