Niemcom nie udało się zrealizować celu ograniczenia emisji CO2 na 2020 r. o 40 proc., ale rząd w Berlinie podbija stawkę. Nowy, ambitniejszy plan ma sprawić, że emisja CO2 liczona od 1990 r. spadnie do 2030 r. o 55 proc.

Tuż przed szczytem klimatycznym ONZ w Nowym Jorku, koalicja CDU/CSU i SPD ogłosiła nowe pomysły, w jaki sposób osiągnąć cele klimatyczne Niemiec na 2030 r. Na razie są to głównie środki krajowe, ale podobna dyskusja, a może i podobne rozwiązania pojawią się na poziomie europejskim. Będzie to miało istotny wpływ na regulacje unijne dotyczące sektora energetycznego, a więc i na polską energetykę.

Budownictwo i transport też płacą za emisję

Przedstawione w piątek, 20 września, propozycje obejmują całe spektrum narzędzi, począwszy od systemu handlu emisjami dla budynków i transportu, poprzez zakaz instalowania pieców na olej grzewczy, skończywszy na pomyśle powołania zewnętrznej komisji eksperckiej, monitorującej osiąganie celów w każdym sektorze.

Program, którego wyjściowy koszt to 50 mld euro, ma pozwolić na osiągnięcie celów redukcji emisji do 2030 r. Tym samym ma to przyćmić porażkę Niemiec w realizacji celu na 2020 r. (planowano redukcję emisji o 40%) oraz odbudować przywództwo Niemiec w globalnych negocjacjach klimatycznych. Najbardziej oczekiwanym elementem pakietu jest wycena dwutlenku węgla (ang. carbon pricing) w sektorze budynków i transportu. Do ostatniej chwili toczyły się dyskusje jak wyceniać koszty CO2 w duchu zasady „zanieczyszczający płaci” (ang. 3P – Polluter Pays Principle) – czy poprzez podatek, czy system handlu emisjami. Ostatecznie zwyciężyła ta druga koncepcja. Ma ona jednak wielu przeciwników, którzy argumentują, że podatek CO2 zadziałałby szybciej i skuteczniej, a cena w systemie handlu musiałaby osiągnąć nawet 100 euro, by wpłynąć na zmiany zachowań konsumentów i firm.

Reklama

Tymczasem włączanie kosztów CO2 ma być stopniowe. W 2021 r. CO2 dla tych sektorów ma kosztować 10 euro/tonę, by w kolejnych latach stopniowo wzrastać aż do 35 euro w 2025 r. De facto przez pierwsze lata będzie to system ze stałą ceną. Dopiero po 2025 r. cena uprawnień ma być kształtowana rynkowo, ale na poziomie nie niższym niż 35 i nie wyższym niż 60 euro/tonęMechanizm ten będzie na razie krajowy i równoległy do europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji obejmującego energetykę i przemysł. Niemcy chcą jednak przetestować zainteresowanie państw członkowskich i jeśli pojawi się „koalicja zainteresowanych”, to docelowo rozszerzyć ten mechanizm na całą Unię. W dłuższej perspektywie nie jest wykluczone włączenie budynków i transportu do ETS. Jednocześnie rząd niemiecki chce, żeby wszystkie przychody z nowego systemu zostały wykorzystane na politykę ochrony klimatu bądź trafiły z powrotem do obywateli np. w postaci ulg i zwolnień. Początkowo będzie to oznaczało m.in. obniżki opłat na wsparcie energetyki odnawialnej, które jednak nie będą wielkie – 0,25 eurocentów za kWh w 2021 r. W skali roku może to przynieść niewielkie oszczędności na poziomie 8 euro.

Dla budynków, celem na 2030 r. jest obniżenie emisji CO2 do poziomu 72 mln ton (z obecnych 120 mln ton). Główne instrumenty w tym obszarze będą dotyczyć wsparcia efektywności czy zakazu instalowania pieców na olej grzewczy po 2025 r. Dodatkowo planuje się pokrycie do 40% kosztów na najczystsze formy wytwarzania ciepła.

Jakie są pozostałe założenia? Ile prądu będzie musiało być wyprodukowane z odnawialnych źródeł energii? Czy Berlin narzuci tempo Brukseli? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl