“Z przejściowego chaosu, w którym obecnie żyjemy, wykluwa się nowa normalność” i Francuzi na długo będą musieli zrezygnować z różnych form życia towarzyskiego i przyzwyczajeń – pisze w czwartkowym „Le Monde” komentatorka tego dziennika Sylvie Kauffmann.

Widoczną zmianą – zauważa Kauffmann – jest maska zasłaniająca twarze, jak i konieczność zachowania dystansu, czyli zakaz dotykania się. Tymczasem wielokrotne uściski rąk i pocałunki na powitanie to jedna z najbardziej widocznych cech francuskiej codzienności.

Tę zmianę Kauffmann przyrównuje do sytuacji po zamachach terrorystycznych we Francji w 2015 roku, gdy zwielokrotnione zostały kontrole zarówno na lotniskach, jak i w miejscach pracy.

„Wtedy opanować należało strach przed terroryzmem, tak jak obecnie zapanować trzeba nad lękiem przed wirusem” – tłumaczy Kauffmann.

O ile jednak opanowanie strachu po zamachach polegało na niezmienianiu niczego w codziennym trybie życia i przyzwyczajeniach Francuzów, tym razem trzeba zmienić wszystko i na długo pożegnać się z zatłoczonymi stolikami kawiarnianymi, koncertami i nocnymi klubami – twierdzi dziennikarka.

Reklama

Rządzący zrezygnować muszą z dotychczasowych projektów i stoją przed dylematem, jakim jest „znalezienie równowagi między zdrowiem obywateli a zdrowiem gospodarki” - pisze komentatorka.

Podkreśla pierwszoplanową rolę „niewidzialnych” dotąd, szeregowych pracowników sektorów służby zdrowia, gospodarki komunalnej i handlu.

Dla autorki artykułu nie ulega wątpliwości, że epidemia to „tryumfalny powrót państwa”. Kauffmann zastanawia się jednak, czy będzie to państwo „zręczne i elastyczne, które promuje inicjatywy lokalne i towarzyszy sektorowi prywatnemu”, czy też ciężka machina biurokratyczna, która „zahamowała wiele koniecznych działań podczas obecnego kryzysu”.

Kauffmann zauważa też, że z epidemią najlepiej poradziły sobie małe państwa. Daje tu przykład Portugalii, gdzie, jak wskazuje, dzięki odpowiedniej akcji władz spustoszenia spowodowane przez Covid-19 były bez porównania mniejsze niż w sąsiedniej Hiszpanii. Wskazuje też Irlandię, która mimo braku kontroli granicy z Wielką Brytanią, co utrudniło powstrzymywanie wirusa, „ma lepszy bilans niż Londyn”.

„Tu też podnoszą głowę +niewidzialni+” – czytamy w „Le Monde".

Kauffmann opisuje ponadto „przykładną rolę Tajwanu w kontrolowaniu epidemii”. Autorka artykułu cytuje doradczynię austriackiego kanclerza Sebastiana Kurza, według której wielkie państwa charakteryzuje wrodzona arogancja, podczas gdy „małe kraje starają się wiele nauczyć jedne od drugich”.

Być może mniejsze kraje są świadome, że ich środki są ograniczone – sugeruje komentatorka i pisze, że „Grecja, której postępowanie było przykładne, zdawała sobie sprawę, że struktury jej służby zdrowia, osłabione dziesięcioleciem zaciskania pasa, nie wytrzymałyby zmasowanych zakażeń wirusem”.

Za inny atut uważa dziennikarka szybkie zamknięcie granic przez państwa Europy Środkowej. Zastanawia się, czy granice są „szańcem czy przeszkodą” i dochodzi do wniosku, że „tak czy inaczej jesteśmy świadkami powrotu granic, zarówno wokół strefy Schengen, jak i w samej strefie, której (...) nie można już przemierzać swobodnie”.

Z Paryża Ludwik Lewin