Spada ryzyko niewypłacalności Polski. Tak zwane CDS-y, czyli instrumenty pochodne służące wycenie i przenoszeniu ryzyka kredytowego, spadają najbardziej dla krajów naszego regionu. Obecnie notowane są na poziomie sprzed kilku miesięcy, co oznacza, że od szczytu niepewności z 24 lutego straciły już 30 proc. Dziś handluje się nimi na poziomie ok. 300 pkt wobec 417 pkt u szczytu.

Tymczasem CDS-y dla Węgier notują poziom ponad 500 pkt, a Rosji nawet powyżej 600 pkt. Notowania Ukrainy to poziom 3,6 – 5 tys. pkt.

CDS to wyrażone w punktach ryzyko niewypłacalności emitenta, czyli danego kraju. Coś w rodzaju kosztu ubezpieczenia. Przekładając na bardziej przystępny język ubezpieczeń samochodowych, każdy intuicyjnie wyczuwa, że większą składkę będzie musiał zapłacić młodzieniec, który dopiero co wyrobił prawo jazdy, nie ma rodziny i właśnie kupił auto w kolorze czerwonym, niż stateczny ojciec dwójki dzieci, od 15 lat bezwypadkowo poruszający się białym kombi.

Podobnie jest z państwami – jedne zachowują się spokojnie i w przewidywalny sposób, od innych można wręcz oczekiwać katastrofy.

Reklama

Grzegorz Pułkotycki, analityk DM BZ WBK zauważa, że tendencja na całym świecie jest teraz taka sama. Generalnie po szoku z ostatnich miesięcy i ogromnych zmianach notowań CDS-ów teraz następuje spadek ich wartości, co oznacza generalne uspokojenie nastrojów.

Największe ich rozchwianie przypadło na okres od październikowego upadku Lehman Brothers po apogeum pod koniec lutego. Niemniej zawsze – mimo silnych emocji, jakie rządzą tym rynkiem – lepiej wyceniane były najbardziej wiarygodne gospodarki. I tak CDS-y USA w najgorszym momencie wyceniano na równe 100 pkt, a teraz są po 69 pkt. Niemcy mają dziś zaś 62. Mniej wiarygodna Grecja dostaje 186 pkt, a Włochy 160.

"Po okresie rozchwiania obserwujemy uspokojenie i notowania na poziomie sprzed dwóch miesięcy. Mimo że poziom zadłużenia w niektórych krajach jest znacznie wyższy niż w Polsce, to różnice w wycenach raczej zostaną zachowane. USA czy Niemcy zawsze pozostaną bardziej wiarygodne niż my, nawet jeśli teraz bardzo się zadłużą" - mówi Pułkotycki.

Nie znaczy to jednak, że nie ma o co walczyć. Jeśli bowiem inwestorzy międzynarodowi odwrócą się od gigantów, to tym bardziej od krajów typu emerging markets. Nawet najgorsze wyceny nie oznaczają, że ryzyko bankructwa kraju musi się ziścić. "CDS-y to tylko miara aktualnej oceny ryzyka wystąpienia takiego zdarzenia w oczach inwestorów" - dodaje Pułkotycki.

Adam Mielczarek

Więcej w Dzienniku.pl