Poniedziałkowa sesja upłynęła w iście weekendowym stylu. Z powodzeniem równie nieistotny handel mógł się odbywać tuż przed weekendem, ale jak widać inwestorzy po wypoczynku również nie byli skorzy do większego zainteresowania akcjami.

Zmiany indeksu WIG20 były chaotyczne, ale po krótkiej przepychance udało się bykom wywalczyć niewielkie plusy. Ich znaczenie było jednak równie małe co obrót na którym były budowane. Po prostu na płytkim rynku popyt uderzył w sektor bankowy i PKO BP, PEKAO oraz BRE rosły o 2 proc., a to w zupełności wystarczyło nawet przy całkowitym odpuszczeniu pozostałych spółek. W końcówce nie udało się utrzymać takich wzrostów, ale wtedy handel skupił się na TPSA, która zanotowała aż 180 milionów złotych.

Poprawa sytuacji w Europie skutkowała poprawą u nas, ale po jednej i po drugiej stronie Odry rynki borykały się z tym samym kłopotem – brakiem kapitału. Najbardziej widoczne była ta sytuacja na szerokim rynku. Mimo optymizmu na WIG20 małe i średnie spółki wciąż były chętniej sprzedawane. Jest to dość dziwne przy mizernym obrocie 40 milionów na mWIG. Dużo lepiej wypadł pod tym względem sWIG. Dwa razy większy obrót (80 milionów) zapewnił spadek dwa razy mniejszy niż w przypadku „średniaków".

Z braku innych informacji krajowy rynek skupił na chwilę na danych o zatrudnieniu i dynamice wynagrodzeń. Zatrudnienie wzrosło o 4,7 proc. a wynagrodzenia przez rok zwiększyły się o 11,6 proc. Oba odczyty są wyższe od prognoz, ale jeszcze nie przesądzają o przyszłotygodniowej retoryce RPP i spekulacjach o podwyżce stóp procentowych. Do tego niezbędne będą równie dobre informacje z produkcji przemysłowej i inflacji.

Reklama

Ostatecznie sesja jest spadkowa, bo na czas naszego fiksingu rozpoczynający handel amerykanie zaczęli od minusów. To zepchnęło kosmetycznie WIG20 poniżej ostatniego zamknięcia. Obrót na poziomie 790 milionów tylko potwierdza, że nie ma się czym przejmować i pozostaje czekać na kolejne sygnały.

Krzysztof Barembruch

AZ Finanse