Na jednym z czarno-białych zdjęć widać Alana Fergusona – obecnie prezesa firmy, a wtedy brzdąca z kręconymi włosami – na wakacjach z większą od niego siostrą Heleną (dziś jest sekretarką) i z ojcem Eddiem. Stoją przed kwaterą: jest nią ciężarówka Fergusona, przerobiona na przyczepę kempingową. Można w niej było oszczędnie spędzić rodzinne wakacje w Lake District.
Inne zdjęcie z lat 30. XX wieku pokazuje Matta Fergusona (dziadka Alana) i dwóch jego pierwszych pracowników – brata Willa oraz Jimmy'ego Gaffa. Sfotografowano ich podczas krótkiej przerwy w pracy, obok firmowych ciężarówek.
Bliskie więzi rodzinne, ciężka praca i umiejętności adaptacyjne charakteryzowały Fergusona od początku i nadal zajmują centralną pozycję w filozofii firmy, która wciąż jest pod kontrolą rodziny: jej głównymi udziałowcami są Alan Ferguson i jego żona Eileen. – Zawsze bardzo zwracaliśmy uwagę na to, żeby mieć pakiet kontrolny, mieliśmy więc możliwość podejmowania decyzji i elastycznego działania – mówi Alan Ferguson.
– I choć podejmowaliśmy ryzyko, zawsze było ono wykalkulowane. Zawsze przecież musieliśmy się liczyć z każdym groszem.
Reklama

Blisko korzeni

Założyciel firmy, Matt Ferguson, był górnikiem i w 1926 roku nie miał ochoty przyłączyć się do strajku. Sprzedał rodzinny dom, żeby kupić ciężarówkę firmy Baen – teraz, wspaniale odnowiona, stoi w głównej siedzibie firmy – i zaczął dostarczać paczki. Pewien klient, któremu zabrakło gotówki, zapłacił ubitą świnią. Mięso z niej Fergusonowie posolili, włożyli do wanny i stopniowo zjadali.
Alan Ferguson zaczął pracę w firmie, gdy miał 16 lat. Jako nastolatek prowadził ciężarówki, a z czasem został dyrektorem zarządzającym. W 1989 roku rodzinę dotknęła tragedia: jego ojciec Eddie (prezes firmy) i brat Stuart (dyrektor ds. transportu) zginęli w katastrofie helikoptera. Alan wraz z matką (sekretarką) zostali ze swoim smutkiem – i firmą, którą trzeba prowadzić.
W przetrwaniu tego pomogła mu religia. – Nie chciałbym kusić szatana, mówiąc za dużo, ale czuję się w mojej wierze stosunkowo bezpieczny – mówi.
Pracownicy przyłożyli się do pracy, klienci dali wsparcie – i rok 1990 okazał się najlepszy w historii firmy.
Trzymanie się swoich regionalnych korzeni pomagało firmie w przetrwaniu i w rozwoju, także wtedy gdy zaczęła działać w całym kraju, a potem i w skali międzynarodowej. Również Alan Ferguson ma silne związki z regionem: jest przewodniczącym Północno-Wschodniej Izby Handlowej, gdzie kierował działaniami na rzecz budowy bezkolizyjnej autostrady z Londynu do Edynburga. Te zabiegi nie przyniosły jeszcze owoców. – Takie sprawy muszą trochę potrwać – mówi.
Kolejnym sprzyjającym firmie czynnikiem może być religijność jej właściciela. Jest chrześcijaninem, a jego uczciwość wzbudza szacunek. – Sądzę, że jako chrześcijanie mamy obowiązki wobec współobywateli. Musimy przedstawiać sprawy takimi, jakie one są – mówi. Dyrektor naczelny izby handlowej uważa, że pan Ferguson jest „obywatelem niesłychanie uczciwym... w tym co robi, ma poczucie moralnego przywództwa”. Alan Ferguson usiłuje prowadzić swój biznes w zgodzie ze swoją chrześcijańską wiarą: – Polega to na robieniu rzeczy, które będą dla ciebie korzystne w długim terminie, choć w krótkim okresie – nie zawsze – mówi.

Lokata w gruncie

Choć podstawowym biznesem Fergusona nadal jest transport, działalność firmy obejmuje dziś logistykę, magazynowanie, przeprowadzki, wynajmowanie sprzętu i pomieszczeń biznesowych, a także składowanie. Tegoroczne obroty firmy sięgną 24 mln funtów. Ferguson jest ważnym dostawcą usług logistycznych dla fabryki samochodów Nissana w Sunderland, ale wśród jego klientów są także osoby prywatne, wynajmujące niewielkie powierzchnie składowe i boksy w Fergy Space: to najnowsze przedsięwzięcie firmy, zbudowana kosztem 3 mln funtów i obejmująca 90 tys. stóp kwadratowych (ok. 0,8 hektara) przestrzeń składowa w Cramlington, w hrabstwie Northumberland.
Kupno gruntów z zamiarem posiadania ich przez długi okres – nawet w okolicach tak odległych, jak Plymouth – to ważny element strategii firmy: od czerwca cała jej działalność będzie się odbywać jedynie w miejscach, które stanowią jej własność. – Jeśli prowadzimy działalność w miejscu, które do nas należy, mamy większą możliwość kontroli. To bardzo staroświeckie podejście, ale w obecnych warunkach się sprawdza i bardzo nam pomaga w starciu z załamaniem gospodarczym – mówi pan Ferguson.
Firma i rodzina Fergusonów posiadają w sumie 1500 akrów ziemi (ok. 607 hektarów) w hrabstwie Northumberland; większość to grunty rolne, ale także także takie, pod którymi mogą być cenne złoża węgla. Należy do nich także Eddie Ferguson House w Blyth, gdzie mieści się główna siedziba firmy NaRec. – Od pustych gruntów nic się nie płaci. Posiadanie ziemi to nie jest zły interes – mówi Alan Ferguson.
Posiadłość w Cramlington stała się nową główną siedzibą firmy: specjalnie w tym celu w 2006 roku zbudowano tam nowe biura. Przeprowadzka z dawnej siedziby – w położonym w odległości 8 mil Blyth – umożliwiła osiągnięcie rocznie 100 tys. funtów oszczędności, a sprzedaż dawnej posiadłości dała dopływ gotówki. Wśród sporej liczby starych, rodzinnych Fergusonowie są w stosunkowo szczęśliwej sytuacji, ponieważ udaje się im utrzymać zasoby gotówki i możliwość długofalowego działania.
W kwietniu Fergusonowie sfinalizowali przejęcie 17-akrowej działki w Northumberland, gdzie będą wynajmować powierzchnię do celów przemysłowych. – Ponieważ kupujemy za gotówkę, byliśmy w stanie wynegocjować korzystną umowę – mówi Alan Ferguson.

Własne zasoby

Posiadanie gotówki w banku niedawno umożliwiło również firmie zastosowanie większych niż konkurent opustów.
Nie znaczy to jednak, że jej właściciel nie odczuwa wcale skutków recesji. – Dużo ludzi na tym cierpi – mówi. On również musiał ograniczyć zatrudnienie, choć cięcia objęły mniejszy niż w wielu innych firmach odsetek pracowników. Uważa zresztą, że do „gospodarczej choroby” bez wątpienia przyczyniła się występująca w City chciwość. – Niektórzy pracują ciężej od innych i chcą być za to wynagradzani: nie ma w tym nic złego. Gdy jednak ludzie ciągną z tego nadmierne korzyści, tkwi w tym zło. Powinni się wstydzić takiego postępowania – mówi.
W grudniu 1993 roku, gdy Alan Ferguson jechał na spotkanie Rotary Club, jego auto wpadło w poślizg na lodzie i dachowało. Kierowca wyszedł z tego wypadku jedynie ze skaleczeniem. W jego efekcie spotkał jednak bratnią duszę (jego pierwsze małżeństwo rozpadło się po rodzinnej tragedii) – Eileen Redpath, księgową, również praktykującą chrześcijankę. Pochodziła w trzecim już pokoleniu z rodziny producentów ciągników w Northumberland: w 1920 roku ta rodzina założyła firmę Redpath Brothers. Można więc powiedzieć, że ich małżeństwo stanowiło nie tylko związek serc, ale i dwóch działających od trzech pokoleń firm z tej samej branży.
Alan Ferguson twierdzi, że praca daje ludziom poczucie własnej wartości i satysfakcję; dlatego jeszcze przez 20 lat nie zamierza przejść na emeryturę. Z tego też względu co najmniej przez 10 lat nie chce się zajmować decyzją o sukcesji w firmie, choć ma w szkołach pięcioro dzieci. Podkreśla, że one same zdecydują, jaką ścieżkę kariery dla siebie wybiorą.
– Nie powinno się ich nakłaniać do robienia czegoś tylko dlatego, że zajmowali się tym ich rodzice – mówi.
DZIEŃ RODZINNEGO PRZEDSIĘBIORCY
Alan Ferguson, wraz z rodziną zajmujący rodzinny dom na farmie w Norhtumberland, budzi się tuż po szóstej. Zanosi żonie filiżankę herbaty i sprawdza e-maile, które nadeszły w nocy.
0 6.45 budzi dzieci i zanim pójdą do szkoły, je z nimi śniadanie. Potem ma pogawędkę z żoną i o sprawach domowych, i o pracy, bo żona jest dyrektorem finansowym firmy. Czasami przed przystąpieniem do pracy dogląda farmy.
O 9.00 jest już albo w firmowym biurze w Cramlington, albo też przemieszcza się po kraju z jednego spotkania na drugie – czy to w sprawach firmy, czy też w związku z obowiązkami w izbie handlowej albo Tyneside Training Service – instytucji szkoleniowej, której przewodniczy. Stara się zawsze być w domu między 7 a 8 wieczorem, żeby mieć trochę czasu dla rodziny.
Na szczęście teraz, gdy jest przewodniczącym, a nie prezesem izby handlowej, odpadł mu obowiązek uczestniczenia w wydawanych przez nią kolacjach. – Z tym było naprawdę trudno sobie poradzić – mówi Alan Ferguson. Spać idzie między 10 wieczorem a północą.
Kiedy więc on, zdeklarowany chrześcijanin, znajduje czas na modlitwę? – Modlę się w samochodzie, kiedy prowadzę, czy to w dzień czy w nocy. Spędzam w samochodzie tyle czasu, że modlitwa mnie uspokaja. Ale nie modlę się z zamkniętymi oczami.