Wybicie nastąpiło - jak to zwykle bywa - w najmniej oczekiwanym momencie. Z otoczenia rynku nie nadeszły żadne ważniejsze dane makroekonomiczne. Owszem, mieliśmy informacje o największym od pół roku wzroście dochodów Amerykanów i nieco większym, niż oczekiwano wzroście wydatków na konstrukcje budowlane, ale żadna z tych danych nie jest przecież dowodem na to, że recesja ma się ku końcowi.Przeciwnie: upadek General Motors jest już przesądzony, zaś liczba bezrobotnych z tygodnia na tydzień rośnie (choć dynamika tego wzrostu spada).

Inwestorów zachęcił do zakupów zapewne również wzrost surowców. Ropa jest najdroższa od dobrych kilku miesięcy, co oznacza, że inwestorzy na tym rynku spodziewają się wzrostu popytu. Do bariery tysiąca dolarów za uncję zbliża się złoto. Ale najważniejsze chyba jest to, że słabnie dolar, co zniechęca inwestorów do bezpiecznych inwestycji, a zwiększa ich apetyt na ryzyko.

Wczoraj w Warszawie mieliśmy niskie obroty - tylko nieco ponad miliard złotych. To sygnał, że w zakupy akcji zaangażowany był stosunkowo niewielki kapitał, a jego zaskakujące osiągnięcia wynikają li tylko ze słabej podaży. Cóż, być może większość inwestorów została zaskoczona wybiciem i nie zdążyli oni wsiąść do odjeżdżającego pociągu. Jeśli spróbują załapać się nań na kolejnej stacji, będziemy mieli całkiem udany początek czerwca na parkiecie.