Inwestorzy za Oceanem, jako pretekst do rozpoczęcia spadkowej korekty potraktowali wypowiedź szefa amerykańskiego banku centralnego Bena Bernanke, który ostrzegł, że lawinowo rosnący deficyt budżetu USA może zagrozić stabilności finansów tego państwa. Nie zachwyciły też dane o bezrobociu - 532 tys. nowych bezrobotnych w maju to więcej, niż przewidywali amerykańscy analitycy.

Czy to zmienia średnioterminowe prognozy i przekonanie inwestorów, że recesja ma się ku końcowi? Na taki wniosek zdecydowanie za wcześnie. Patrząc na nasze podwórko trzeba powiedzieć, że właściwie w środę nic strasznego się nie stało, WIG20 jest nadal znacznie powyżej granicy 1900 pkt. (ma do niej prawie 40 pkt. zapasu), zaś spadkowe odreagowanie po wzroście indeksu o 9 proc. w ciągu poprzednich dwóch dni jest całkiem zrozumiałe. Właściwie można byłoby się dziwić, dlaczego jest ono tak słabe - jeśli korekta skończyłaby się wczorajszym spadkiem o niespełna 1,5 proc., świadczyłoby to o wyjątkowo dużej sile optymistów.

Być może niepewność się przedłuży, ale jest też duża szansa na to, że inwestorzy szybko puszczą w niepamięć słabsze dane makro i przy pierwszej nadarzającej się okazji - czytaj: jakiś nieco lepszy odczyt wskaźnika koniunktury, nastrojów lub innego trzeciorzędnego indykatora - znów wymuszą ruch indeksów w górę.