Dzieje się tak dlatego, że prowadzona przez niego firma Zurad jest jedynym w kraju producentem radarów drogowych, których coraz więcej pojawia się na szosach; to próba zmniejszenia największej w Unii Europejskiej śmiertelności w wypadkach na drogach.
– W Polsce jest zdecydowane zapotrzebowanie na tego typu systemy – mówi Jerzy Zakrzewski. – Mogę zrozumieć, że ludzie ich nie lubią, ale przecież policja nie jest w stanie złapać wszystkich. – W 2006 roku policja w skali kraju kupiła 250 radarów, z których każdy kosztował około 130 tys. zł (40 tys. dol.), oraz tysiące znaków ostrzegawczych, które informują, że radar jest w pobliżu, po to, by kierowca wziął to pod uwagę. Firma sprzedaje je władzom lokalnym, dla których okazuje się to źródłem pieniędzy.
Ponieważ przewidywane są nowe przepisy zwiększające liczbę działających na tych zasadach radarów – pracuje nad nim właśnie Trybunał Konstytucyjny – przyszłość Zuradu wygląda różowo.
Przyszłe zyski Zuradu mogą być zagrożone z jednego tylko powodu: jeśli rząd osiągnie wyraźny postęp w przyspieszeniu tempa budowy autostrad.
Reklama
Komunistyczni władcy Polski zostawili swoim następcom jedną z najgorszych sieci drogowych w Europie. Kraj się bogacił, Polacy jeździli szybciej, nowoczesne samochody zastępowały socjalistyczne graty, transport ciężarówkami utrzymywał handel przy życiu – a budowa dróg nie dotrzymywała kroku tym zmianom.
Liczne trasy międzynarodowe przebiegają przez środek miast i wsi i są ustawicznie zakorkowane przez coraz bardziej sfrustrowanych kierowców.
Polska – pod względem powierzchni siódmy co do wielkości kraj UE – ma zaledwie 435 km dróg ekspresowych oraz 765 km wyższej jakości autostrad. W ostatnich dwóch dekadach bywały lata, w których nie zbudowano ani kilometra autostrad.
Po latach niepewności i zwłoki – wiążących się z finansowaniem i z brakiem środków w budżecie – wygląda na to, że rząd zdecydował się na krok na przód, motywowany częściowo faktem, iż Polska – wraz z Ukrainą – gości w 2012 roku mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
Gdy w 2007 roku Polsce przyznano prawo organizacji mistrzostw, ówczesny prawicowy rząd obiecał zbudować 3000 km autostrad i nieco miej kosztownych dróg ekspresowych. Dziś rząd przyznaje, że bardziej realistyczny cel stanowi budowa 2000 km dróg i że spełnienie tego celu wiąże się z ceną zarówno polityczną, jak i ekonomiczną.
– Autostrady to klucz do szybkiego rozwoju gospodarczego. Właśnie dlatego rząd traktuje je priorytetowo – mówi Cezary Grabarczyk, minister ds. infrastruktury, a także człowiek, który ryzykuje utratą stanowiska, jeśli w połowie 2012 roku kierowcy nie będą mogli przejechać autostradą z Berlina do Warszawy. Minister Grabarczyk dokonał znacznego postępu, usuwając część przeszkód prawnych, blokujących budowę autostrad, i doprowadzając przepisy dotyczące ich skutków dla środowiska do zgodności z regulacjami unijnymi.
Kolejną przeszkodę w budowie autostrad stanowił brak środków; po wejściu Polski do UE w 2004 roku nie jest to już jednak problemem ze względu na napływ pieniędzy z Brukseli na inwestycje w dziedzinie infrastruktury.
– W 2012 roku przejadę się z panem autostradą do Warszawy – obiecuje minister Grabarczyk, który podpisał kontrakty na budowę 770 kilometrów dróg szybkiego ruchu i który planuje dalsze umowy.
Mimo tej poprawy doradcy w dziedzinie transportu są pełni obaw, przede wszystkim ze względu na pamięć o poprzednich niepowodzeniach. – Dziś stać nas jedynie na zbudowanie 2000 km dróg, przy czym 500 km stawiałbym pod wielkim znakiem zapytania, zwłaszcza jeśli chodziłoby o autostradę z Łodzi do Warszawy. Do 2012 roku nie będzie ona zbudowana – mówi Adrian Furgalski z firmy doradczej TOR.
Byłoby to kłopotliwe dla ministra Grabarczyka, który w 2007 roku wziął udział w filmie reklamowym pokazującym, jak przebija się przez las w środkowej Polsce w kierunku autostrady, która powinna być zbudowana już lata temu.
Jerzy Zakrzewski nie martwi się o swoje interesy. – Ludzie nadal będą jeździć szybko. Radary mogą się okazać nieprzydatne dopiero wówczas, gdy wszyscy zaczną przestrzegać prawa – mówi.