Zarówno Światowa Organizacja Handlu (WTO), jak i Bank Światowy (BŚ) przewidują na ten rok spadek obrotów o 10 proc. – najwięcej od 60 lat. W przypadku krajów rozwiniętych eksport ma się zmniejszyć o 14 proc., dwa razy więcej niż prognozy dla krajów rozwijających się. Choć są pewne oznaki odbijania się od dna, trwały wzrost obrotów handlowych zależy od ożywienia w gospodarce światowej, oczekiwanego najwcześniej pod koniec tego roku. Nawet wówczas BŚ przewiduje na przyszły rok umiarkowany wzrost handlu – o około 4 proc.
Następująca poprzez obejmujące wiele krajów łańcuchy sprzedaży oraz inwestycje międzynarodowe integracja gospodarcza i finansowa sprawiła, że handel zyskał ogromną możliwość przenoszenia po całym świecie zarówno ekspansji, jak i załamania gospodarczego. Od początku recesji były przy tym obawy, że wywoła ona falę protekcjonistycznych posunięć, które utrudnią ożywienie. Z kolejnego w tym roku raportu WTO o stanie handlu w kryzysie wynika, że mimo powtarzanych przez przywódców światowych zobowiązań do utrzymania otwartych rynków te posunięcia się nasilają. Najwięcej jest ich w dziedzinach, w których brak jest regulacji WTO albo są one bardzo słabe – stwierdza opublikowane właśnie studium BŚ oraz europejskiego Centre for Economic Policy Research (CEPR).
Zauważalnie wzrosła liczba takich działań jak postępowania antydumpingowe oraz posunięcia chroniące takie branże jak przemysł samochodowy i stalowy.
Na razie jednak nie mają one charakteru całościowych środków, które mogłyby się znacznie odbić na handlu światowym. – Nie ma powodu, by sądzić, że posunięcia protekcjonistyczne wstrzymają ożywienie – mówi Richard Eglin, który w WTO zajmuje się polityką handlową. Ostrzega że ogromne subsydia w krajach bogatych dla firm motoryzacyjnych i banków, zagrażają spowolnieniem dostosowań strukturalnych i napięciami w handlu.
Taki skutek może mieć zawarta w programach stymulacyjnych, zwłaszcza USA i Chin, zasada „kupuj krajowe”. Simon Evenett z CEPR uważa, że być może zbyt szybko uznaliśmy, że protekcjonizm nie jest groźny. – Najsilniejszą z jego przesłanek stanowi bezrobocie, a ono gwałtownie wzrośnie w okresie najbliższych 12–24 miesięcy – mówi. Również dążenia USA i innych krajów do nałożenia ceł, wymuszających ograniczenie emisji CO2, mogą skutkować posunięciami obronnymi.
Pascal Lamy, dyrektor generalny WTO, sądzi, że najlepszym sposobem zapobieżenia protekcjonizmowi byłoby dokończenie Rundy z Doha – liberalizacji handlu, która gospodarce światowej zapewniłaby impuls wzrostowy. Lamy uważa, że jest na to szansa w 2010 roku. Jej szanse zależą od zaplanowanego na wrzesień spotkania Grupy 20 krajów rozwiniętych i rozwijających się. Według Lamy’ego nastrój wokół negocjacji bardzo się poprawił od zeszłego roku, kiedy to doszło do załamania rozmów ministerialnych, podczas których miano ustalić szczegółowy porządek zakończenia rundy. Ten „lepszy nastrój” wiąże się z nowymi negocjatorami USA oraz Indii. Obaj sądzą, iż są stanie przezwyciężyć rozbieżności w rokowaniach, choć nadal istnieją ogromne przeszkody. Kręgi biznesowe USA uważają, że ubiegłoroczny projekt porozumienia w sprawie towarów przemysłowych i rolnych dawał krajom rozwijającym się za duże możliwości uniknięcia otwarcia swoich rynków. Eksperci, w tym prof. Evenett, uważają, że są małe szanse na akceptację przez Kongres USA układu, który tamtejszym eksporterom nie dawałby nowych możliwości. Z kolei propozycja, by kraje rozwijające się określiły jaśniej, co są w stanie zaoferować, spotkała się z chłodnym przyjęciem, bo obawiają się one, że chce się je w ten sposób zmusić do jednostronnych ustępstw.