Wskaźnik dla amerykańskiego przemysłu (ISM Manufacturing), cieszący się renomą wskaźnika wyprzedzającego o najdłuższej, nieprzerwanej historii publikacji wzrósł już siódmy raz z rzędu zbliżając się do granicy 50 punktów zwiastujących wzrost aktywności przemysłu w niedalekiej przyszłości. Wykres wskaźnika wyraźnie wskazuje, że po zanotowaniu punktu zwrotnego na przełomie roku (przy niespotykanych od dziesiątek lat niskich poziomach), indeks ten wszedł w wyraźny trend wzrostowy. Obserwacja długiej historii tego wskaźnika na tle wykresu indeksu S&P500 wskazuje już od kilku miesięcy, że taki układ, z dużym prawdopodobieństwem, zapowiada rozpoczęcie długoletniego trendu wzrostowego na rynku akcji (oczywiście z możliwymi, czasami nawet głębokimi, korektami „po drodze”).

Inwestorów poważnie jednak zaniepokoił odczyt drugiego wskaźnika - ISM dla sektorów pozaprzemysłowych (ISM Non-Manufacturing). Jest to wskaźnik od dużo krótszej historii publikacji, jednak odzwierciedla sytuację gospodarczą sektorów reprezentujących aż około 90% gospodarki USA. Jakie można więc wyciągać wnioski z tych dwóch niejednomyślnych danych? Porównanie wykresów dwóch wskaźników sugeruje, że mimo możliwych rozbieżności w poszczególnych miesiącach ich wygładzone średnimi kroczącymi szeregi czasowe były bardzo podobne. Jak dotąd natomiast ostatni spadek ISM Non-Manufacturing to za mało, aby uznać go za zapowiedź zmiany trendu. Rozbieżność tych wskaźników wystąpiła zresztą już raz w tym roku, podczas publikacji danych za luty.

Jak jednak już dzisiaj wiadomo, „rację” miał wskaźnik ISM dla przemysłu. Na razie więc, moim zdaniem, odczyt ISM dla sektorów pozaprzemysłowych interpretować należy jako odchylenie w ramach trendu wzrostowego, a nie jego zmianę na spadkowy. Nie oznacza to oczywiście, że należy ten sygnał lekceważyć, jednak na pewno nie jest to jeszcze przesłanka do tego aby unikać akcji w długim okresie. Oprócz publikacji tych dwóch ważnych wskaźników wyprzedzających koniunktury, ujawnione w ubiegłym tygodniu zostały też ważne dane z amerykańskiego rynku nieruchomości oraz wskaźniki opisujące sytuację na rynku pracy w USA. Te pierwsze wpisywały się w krajobraz, sugerowanej już przez publikowane w ubiegłych tygodniach indeksy, ogólnej poprawy w sektorze, od którego rozpoczął się kryzys. Również dane z rynku pracy okazały się być bardzo dobre.

Główny indeks giełdy w Szanghaju zanotował największy tygodniowy spadek od lutego. Inwestorzy byli szczególnie skorzy do sprzedawania akcji w piątek, po tym jak drugi w kraju pod względem wielkości aktywów bank zapowiedział znaczne ograniczenia akcji kredytowej w celu limitowania ryzyka niekontrolowanego zwiększania się złych długów. Znaczny wzrost cen akcji i nieruchomości już od kilku tygodni wzbudzał wśród analityków obawy, że udzielane ostatnio w większym wymiarze kredyty, mające za zadanie ożywić gospodarkę poprzez wykreowanie popytu wewnętrznego, nie zostały przeznaczone na projekty infrastrukturalne lecz zasiliły kapitały spekulacyjne. Taka interpretacja sugerowałaby, że za wzrostami cen chińskich aktywów, nie stoi dyskontowanie fundamentalnej poprawy w gospodarce w przyszłości, ewentualnie zostało ono zdyskontowane już za bardzo na wyrost.

Reklama

Nie brakuje też oczywiście opinii, że mimo znacznych wzrostów cen, są one uzasadnione skalą mającego nadejść w przyszłości ożywienia. Tak czy inaczej deklaracja China Construction Bank wzbudziła wśród inwestorów obawy, że ograniczanie akcji kredytowej, już w skali całego sektora, rozpocznie też bank centralny Chin. Po sesji decydenci chińskiej polityki gospodarczej oświadczyli jednak, że co prawda przyjrzą się przyczynom wzrostu cen akcji, mając na względzie troskę o stabilność rynku, to jednak nie zamierzają ograniczać akcji kredytowej. Przedstawiciel bank centralnego powiedział wprost, że instytucja ta nie będzie brała pod uwagę cen aktywów przy rozważaniu zmian w polityce pieniężnej. Biorąc pod uwagę sytuację techniczną chińskich indeksów, brak jest jeszcze jednoznacznych przesłanek, które zwiastowałyby zmianę trendu lub dłuższą korektę. Niemniej jednak pojawiły się już pewne sygnały ostrzegawcze.

Główny indeks giełdy w Bombaju wzrósł od początku roku już o prawie 60 proc. Mimo tych naprawdę znacznych zwyżek kursów akcji, analitycy JP Morgan podnieśli rekomendację dla indyjskich papierów do „przeważaj”. Rekomendacja ta oznacza, że inwestorzy powinni mieć w portfelu więcej indyjskich akcji niż wynikałoby to z indeksów benchmarkowych do których się odnoszą. Swoją rekomendację analitycy banku uzasadniają stabilnością polityczną i przyspieszeniem reform. Trzeba przypomnieć, że indeks SENSEX zanotował w maju tego roku ciągu tygodnia wzrost największy od 17 lat. Przyczyną był wynik wyborów, które rządząca w koalicji partia wygrała większością pozwalającą na samodzielne rządzenie oraz właśnie oczekiwania na wynikające z tego faktu przyspieszenie reform, które przyczyni się do bardziej dynamicznego rozwoju gospodarki. Wielu komentatorom wydawało się wtedy, że euforia była przesadzona a jej wybuch może być zakończeniem fali wzrostowej. Dziś indeks SENSEX jest już jednak niemal 10% powyżej tamtego poziomu.

Ubiegły tydzień na warszawskiej giełdzie przez większość czasu stał pod znakiem krótkoterminowej korekty ostatnich wzrostów, jednak już w piątek ceny akcji odrobiły spadki z poprzednich dni. Lepiej i stabilniej zachowywały się ceny papierów małych i średnich emitentów. Rynek ciągle dyskontuje spodziewaną poprawę koniunktury gospodarczej w przyszłości i raczej nie obawia okresu publikacji (historycznych już przecież) wyników, które raczej nie powinny zachwycać. Chociaż i z tym może być różnie. Oczekiwania są tak zaniżone, że przyjemnych niespodzianek może być więcej niż ktokolwiek się spodziewa. Widać to już było po publikacji wyników BRE i Kredyt Banku. W obydwu przypadkach rezultaty półrocza miło zaskoczyły. Od strony analizy technicznej ciągle brak niepokojących przesłanek, które mogłyby sugerować odwrócenie trendu wzrostowego indeksów polskich akcji. Szczególnie stabilny i systematyczny jest trend wzrostowy na indeksach mWIG40 i sWIG80 i wydaje mi się, że małym i średnim spółkom ciągle daleko jeszcze do wyczerpania potencjału wzrostowego. Trend wzrostowy potwierdzają też przesłanki fundamentalne. Indeks PMI dla przemysłu, opublikowany w ubiegłym tygodniu ponownie wzrósł, i to znacznie powyżej oczekiwań. Wyraźny jest trend wzrostowy tego wskaźnika i już tylko niecałe 4 punkty dzielą go od granicy zapowiadającej dodatnie zmiany produkcji w najbliższym okresie.

Rentowności polskich obligacji zmieniły się w ubiegłym tygodniu w nieznacznym stopniu, jednak wraz ze wzrostem globalnego apetytu na ryzyko, umacniającym się złotym i ciągle prawdopodobną przynajmniej jedną obniżką stóp do końca roku można spodziewać się jeszcze ich spadku. Bank Societe Generale prognozuje spadek rentowności polskich pięciolatek do 5% z obecnego poziomu niecałych 5.5%. Generalnie analitycy banku spodziewają się większego popytu na dłuższym końcu krzywej rentowności. Patrząc na ogólny wzrost zainteresowania zagranicy polskimi aktywami rzeczywiście jest to możliwe, jednak moim zdaniem, faza cyklu, w której zarabia się na wzrostach kursów obligacji powoli zbliża się ku końcowi a rentowności będą już raczej wchodzić w długoterminowy trend wzrostowy.

ikona lupy />
Japonia / Inne
ikona lupy />
Polska / Inne
ikona lupy />
USA / Inne