- Władze zasugerowały, abyśmy odgrywali dominującą rolę na rynku – podkreślił rzecznik należącej do Electricite de France firmy ERDF Phillipe Gluck.

O ile francuscy producenci samochodów z napędem elektrycznym - koncerny Renault i PSA Peugeot Citroen - są pierwszymi, które zakładają wprowadzenie takich pojazdów na rynek już w 2010 r., to kraj traktują na razie po macoszemu, gdyż drogi nie są przygotowane do ich obsługi, jak ma to miejsce w Izraelu czy Danii.

Stąd przyspieszenie działań rządowej grupy, która funkcjonuje już od lutego br. pod kierownictwem ministra ochrony środowiska Jeana-Louisa Borloo. Jak podkreślił Gluck, sieć stacji ładowania ma być jednak otwarta dla wszystkich pojazdów z napędem elektrycznym na równych warunkach. Rynek energii elektrycznej we Francji jest w pełni zliberalizowany i nie ma mowy o faworyzowaniu jakiejkolwiek marki auta.

W ramach planu stacje obsługi samochodów elektrycznych zaczną działać sukcesywnie do 2012 r. we wszystkich nowo wznoszonych budynkach, gdzie są przewidziane miejsca parkingowe, a w 2015 r. w biurowcach oddanych wcześniej do użytku. Francuskie władze samorządowe i 16 wielkich przedsiębiorstw, w tym firmy Aeroports de Paris, Areva i La Poste, już obiecały zakupić 50 tys. takich aut w ciągu najbliższych 5 lat. Rząd uważa, że liczba ta szybko się podwoi.

Reklama

Warto dodać, że polski rząd we współpracy z samorządem Mazowsza wykorzystując fundusze unijne również zamierza w Warszawie i okolicy uruchomić sieć stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Pierwsze ze 114 miejskich punktów do ładowania samochodów elektrycznych pojawią się w stolicy jeszcze w tym roku. Auta ładować będzie można przed dzielnicowymi ratuszami, na niektórych stacjach metra oraz na parkingach Park & Ride.

Sieć miejskich ładowarek ma być zachętą do przesiadania się do bardziej ekologicznych pojazdów. Obecnie używane w Polsce samochody elektryczne mają niewielki zasięg i trzeba je długo ładować: od 4 do 10 godz. W miejskich punktach ładowanie będzie szybsze. Na naładowanie 80 proc. baterii wystarczy kwadrans. Płacić się zaś będzie kartą i to niewiele. Przejazd 100 km, w zależności od stawki za kilowatogodzinę, może kosztować zaledwie ok. 3 zł.