Kryzys mocno dał się we znaki polskiej branży chemicznej. Spada produkcja, w dół lecą ceny sprzedawanych chemikaliów, maleją obroty firm. To efekt mniejszego popytu ze strony głównych odbiorców chemii, m.in. przemysłu motoryzacyjnego i budowlanego. Przedstawiciele branży twierdzą jednak, że głównym powodem kłopotów jest nie tyle kryzys gospodarczy, co wysokie notowania gazu.
Nowa era dla chemii
– Ceny gazu, po jakich kupują go nasze firmy chemiczne, w sytuacji gdy 40–50 proc. kosztów produkcji stanowi właśnie ten surowiec, są dziś kluczowe – mówi Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.
Paradoks polega na tym, że w Europie pojawiły się duże ilości gazu ziemnego po niskiej cenie. Można go za granicą kupić w tzw. zakupach spotowych (natychmiastowych) nawet kilkakrotnie taniej niż w ramach długoterminowych kontraktów. – W efekcie firmy z sektora chemicznego działające poza Polską obniżają ceny własnych produktów o 50 proc., np. skandynawski koncern Yara połowę gazu kupił dwa razy taniej niż polskie firmy – tłumaczy Majchrzak.
Reklama
>>> Czytaj też: Firmy chemiczne chcą płacić mniej za gaz
Polskie firmy nie mogą korzystać z zakupów spotowych, bo nasz kraj nie ma infrastruktury łączącej nas z zachodnioeuropejską siecią gazową, dlatego kupują surowiec na podstawie dużo droższych wieloletnich kontraktów. W rezultacie przegrywamy rywalizację z zagraniczną konkurencją. – Dla polskiej chemii nawozowej nadeszła nowa era, którą nie wszyscy będą w stanie przetrwać – ostrzega Jerzy Majchrzak. Sytuacja zmieni się dopiero w latach 2012–2014, gdy ruszą nowe i rozbuduje się istniejące połączenia z sieciami gazowymi Czech i Niemiec. A także gdy powstanie terminal LNG w Świnoujściu.
Rosną straty i długi
Do wysokich cen gazu dołożył się kryzys gospodarczy, który doprowadził w Europie do spadku zamówień. O jedną trzecią zmniejszył się popyt na nawozy. W efekcie ich eksport z Polski w 2009 roku skurczył się o 50 proc. – III kwartał, który tradycyjnie był najlepszym miesiącem eksportowym, okazał się dramatycznie słaby – mówi Jerzy Majchrzak.
Zakłady Chemiczne Police, największy pracodawca w województwie zachodniopomorskim, w konsekwencji nie były w stanie spłacić zobowiązań wobec PGNiG. Straty notują również ZA Kędzierzyn.
Zdaniem Roberta Gwiazdowskiego, prezesa Centrum im. Adama Smitha, gwoździem do trumny dla polskiej chemii może okazać się jednak pakiet klimatyczny. – Ograniczenia dotyczące emisji CO2 będą bardzo kosztowne. Niektórzy zagraniczni konkurenci polskich firm mają zakłady poza UE i nie będą podlegali tym restrykcjom – mówi Robert Gwiazdowski. Eksperci twierdzą, że ratunkiem może być prywatyzacja. W II połowie grudnia Ministerstwo Skarbu Państwa ma otrzymać wiążące oferty na Ciech, ZA Kędzierzyn oraz Azoty Tarnów.
Prywatyzacyjna szansa
– Jeśli zakłady będą prywatne, pojawi się większa możliwość działania. Nie będzie trzeba pytać, ilu związkowców zwolnić, czy można zmniejszyć pensje, czy też z kim rozmawiać w sprawie dostaw gazu – mówi Robert Gwiazdowski. W wyniku prywatyzacji możliwa będzie konsolidacja sektora. Nieuniknione staną się zwolnienia i sprzedaż spółek zależnych. Firmy skupią się na biznesie podstawowym.
Prywatyzacja nie będzie jednak łatwa. W sytuacji, w jakiej znalazła się branża, może być trudno uzyskać oczekiwaną przez resort skarbu cenę. – Na prywatyzację chemii w Polsce nigdy nie było jednak dobrego momentu – mówi Wojciech Słowiński, dyrektor w PricewaterhouseCoopers.
/>