Sarkozy nigdy nie powtórzył podobnego przedsięwzięcia. Nie ma w tym żadnego zaskoczenia, skoro w ciągu tych dwóch lat pojawiło się wiele różnego rodzaju plotek na temat jego stosunków z Pierwszą Damą, państwowe kufry są jeszcze bardziej przetrzebione, a reforma państwowej telewizji stała się amoralną sagą. Oryginalne intencje prezydenta – likwidacja reklam w telewizji publicznej, co uwolniłoby nadawcą z przymusu zabiegów o oglądalność – były jak najbardziej rozsądne. Idea sprowadzała się do tego, aby umożliwić państwowemu nadawcy skoncentrowanie się na jakości swoich programów i ostatecznie przekształcenie się we francuską wersję BBC.

Problem od samego początku polegał nie tylko na tym, że do realizacji strategii przystąpiono pochopnie, ale że było ona źle wcielania w życie. Przede wszystkim Sarkozy zaskoczył swój własny rząd, kiedy ogłosił plan wprowadzenia zakazu reklam w telewizji publicznej. W samej rzeczy, kilka dni wcześniej jego minister ds. komunikacji i kultury sugerował coś przeciwnego, potwierdzając, że państwowa sieć będzie finansowana zarówno przez reklamy, jak i opłaty abonamentowe. I wtedy, zamiast forsować natychmiastowy zakaz wszystkich reklam, rząd przyjął plan dwuetapowy: reklamy zostaną na początek zakazane w kanałach TV publicznej po godzinie 20-tej, poczynając od stycznia 2009 roku, po czym całkowicie wycofane w roku 2011.

Aby zrekompensować utracone wpływy, rząd nałożył opłaty na prywatnych nadawców i spółki telekomunikacyjne, żeby pomogły sfinansować sieć publiczną. Prywatni nadawcy i telekomy nie posiadały się ze wściekłości, tym bardziej, że niektórzy, jak Bouygues, konglomerat budowlany i właściciel wiodącej stacji telewizji komercyjnej TF1, byli powszechnie oskarżani o czerpanie korzyści z przyjacielskich stosunków z Sarkozym. Ale zamiast skorzystać na zakazie, prywatne grupy ostatecznie musiały regulować rachunki.

CZYTAJ TAKŻE: Telewizja publiczna tak samo misyjna, jak komercyjna

Reklama

Sarkozy jeszcze bardziej wprowadził w zdumienie podejmując decyzję, iż to prezydent Francji w przyszłości będzie odpowiedzialny za nominację szefa telewizji publicznej. Opozycja podniosła wrzawę, twierdząc, że chce on zwiększyć kontrolę nad państwowym nadawcą oraz forsuje strukturę firmy sprzeczną z niezależnym statusem brytyjskiego nadawcy, jeśli BBC rzeczywiście miałoby nadal być modelowym wzorem.

Francuska sieć państwowa najwyraźniej przystosowała się do utraty reklam po godzinie 20-tej, z czego najbardziej są zadowoleni widzowie oglądając programy bez regularnych przerw. Ale wobec perspektywy całkowitego zakazu reklam od przyszłego roku, państwowy nadawca już w zeszłym roku zaczął poszukiwać zewnętrznego inwestora do przejęcie większości udziałów w swej spółce reklamowej i w ten sposób sprywatyzować biznes.

Kilka miesięcy temu telewizja dość niechętnie rozpoczęła negocjacje na wyłączność z grupą reklamową Publicis oraz holdingiem biznesmena i producenta telewizyjnego Stephena Courbet. Ale kontrowersyjna transakcja zawisła na włosku, wywołując kolejny polityczny zamęt w ciągnącej się od dawna sadze telewizji publicznej.

CZYTAJ TAKŻE: Największa w Europie grupa radiowo-telewizyjna, RTL, chce liberalizacji rynku reklamy

Część wpływowych członków partii politycznej Sarkozy’ego otwarcie sprzeciwia się całkowitej likwidacji reklam w telewizji państwowej. W rezultacie rada francuskiego nadawcy w tym tygodniu postanowiła zawiesić procedury sprzedaży swego oddziału reklamy.

Tymczasem rząd podejmuje manewry, aby usunąć ze stanowiska Patricka de Carolisa, zbyt niezależnego szefa państwowego nadawcy, jeszcze przed wygaśnięciem jego kadencji w sierpniu tego roku. Ale de Carolis nie zamierza schodzić potulnie ze sceny, nawet jeśli nie uda się mu stawić czoła temu, co zaczyna wyglądać nie tyle na galijską wersję BBC, lecz na „berlusconizację” francuskiej telewizji publicznej, na włoską modłę.

ikona lupy />
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy / Bloomberg
ikona lupy />
Telewizja / Bloomberg