Zapowiedziany przez organizatora protestu, główną włoską centralę związkową CGIL, strajk generalny spowodował zmniejszenie o 50 proc. liczby kursujących składów metra w Rzymie i Neapolu oraz odwołanie kilkudziesięciu lotów. Na komunikacji kolejowej odbił się w niewielkim stopniu. Liczba autobusów kursujących w stolicy Włoch była w piątek o ok. 40 proc mniejsza niż normalnie.

Rządowy program redukcji wydatków państwa i samorządów o 24,9 mld euro w latach 2001-2012 przewiduje m.in. zamrożenie na trzy lata uposażeń w sektorze publicznym i zmniejszenie o 10 proc. wydatków na cele socjalne. "Zgoda, zaoszczędźmy 24 miliardy euro, ale nie kosztem podstawowych świadczeń i tych, których zarobki stanowią niezbędne minimum życiowe" - oświadczył na wiecu pod katedrą w Mediolanie sekretarz opozycyjnej Partii Demokratycznej Pier Luigi Bersani. Wiec w stolicy Lombardii zgromadził 80 000 osób.

W Bolonii, gdzie w demonstracji uczestniczyło 100 000 ludzi, Susanna Camuso, przywódczyni CGIL uważana za numer 2 w tej centrali związkowej, powiedziała: "Rząd chce, aby koszta kryzysu ponosili wyłącznie pracownicy, administracje lokalne i zwykli obywatele".

W Mediolanie, Rzymie i Neapolu jednym z głównych tematów wystąpień podczas demonstracji była sytuacja w zakładach Fiata w Pomigliano, gdzie dyrekcja koncernu przeprowadziła we wtorek referendum w sprawie zmiany warunków pracy.

Reklama

Od przyjęcia nowych warunków dyrekcja Fiata uzależniła zainwestowanie w ten zakład, znajdujący się pod Neapolem, 700 milionów euro, co ma umożliwić podjęcie tam (a nie w fabryce w Tychach) produkcji nowego modelu pandy.

Podczas gdy nieco ponad 60 proc. załogi zgodziło się na warunki postawione przez dyrekcję: pracę przez 6 dni na trzy zmiany, ograniczenie absencji i prawa do strajku, członkowie lewicowego związku metalowców Fiom głosowali przeciwko.

Według największego włoskiego dziennika "Corriere della Sera", który powołuje się na informacje uzyskane z dyrekcji Fiata, postawiło to przeniesienie produkcji pandy do Pomigliano pod znakiem zapytania. Podczas 70-tysięcznej demonstracji na neapolitańskim placu Mancini przemawiał lider partii Włochy Wartości Antonio Di Pietro. Miał na sobie koszulkę z nadrukiem: "Pomigliano nas nie przekonuje".

"Corriere della Sera" w relacji ze strajku generalnego cytuje na pierwszym miejscu jego przemówienie: "To ważny dzień dla całych Włoch, ale przede wszystkim dla Neapolu i Kampanii, gdzie toczy się zasadnicza rozgrywka o prawa. Mamy do czynienia z logiką przedsiębiorstwa, które chciałoby produkować niewolników. Politycy zgodzili się na to, ale ja się nie zgadzam".

Antonio Di Pietro wszedł do polityki jako były prokurator z Mediolanu, który zasłynął przed 20 laty z zapoczątkowanych przez niego dochodzeń antykorupcyjnych nazwanych przez media kampanią "Czyste Ręce".

Wskutek tych dochodzeń praktycznie zeszły na długie lata z włoskiej sceny politycznej dwie hegemoniczne do tego czasu partie polityczne: chrześcijańska demokracja i partia socjalistyczna.