Ludzie, którzy przed laty stanowili awangardę polskich przemian własnościowych i byli niezłomnymi orędownikami własności prywatnej w gospodarce, dzięki czemu stali się zresztą powszechnie uznanymi autorytetami, obecnie, w zasadzie bez powodu, radykalnie zmienili swoje poglądy. Teraz są entuzjastami nowej formy ustrojowej – „kapitalizmu państwowego”, a więc aktywnej roli państwa w procesie inwestycyjnym. W dość nieklarowny sposób ludzie ci próbują uzasadnić swoje stanowisko. Powołują się na doświadczenia własne, które przekonały ich do tego typu procesu prywatyzacyjnego, albo na skomplikowaną, kryzysową sytuację finansów światowych, która zmusza do takich rozwiązań. Przywołują także trendy w doktrynach gospodarczych, zgodne z ideą prywatyzacji przez państwo. Wszystko to brzmi jednak mało wiarygodnie i można domyślać się, że w dużej mierze ta radykalna zmiana poglądów to raczej wynik osobistego rozczarowania zainteresowanych rozwojem sytuacji gospodarczej.
Być może także powodem tej przemiany są sprzyjające okoliczności, czyli akceptacja polityczna dla tworzenia różnej geometrii figur kapitałowych. Powróciły do gry wątpliwej jakości dawne pomysły. Ich spektrum jest szerokie i uwzględnia wszystkie znane techniki i sposoby działania od przejęć do fuzji, czasami zdarzy się też jakiś start up. Wspólnym mianownikiem tych działań pozostaje jednak zawsze strona publiczna, za której pieniądze rzecz ma się dokonać.
Nie można odmówić autorom pomysłów wyrafinowania i finezji. Tym też sposobem doczekaliśmy się nowej jakości. Skarb Państwa stał się silnym konkurentem w obszarze inwestycyjnym z kapitałem prywatnym, i to bez względu na to, czy jest to kapitał krajowy, czy zagraniczny. To dość absurdalna sytuacja, kiedy państwo staje się klientem własnej oferty. Czyli jest prywatyzacja, a jakoby jej nie było. Jednak pozostaje dość banalne pytanie: co Skarb Państwa na tym procesie zyska? Jak powiększy on nasze zasoby bogactwa narodowego? Mając w pamięci dotychczasowe doświadczenia z transakcji rynkowych, w których uczestniczył Skarb Państwa, choćby zakupu rafinerii Możejki na Litwie, trudno być optymistą. Z perspektywy zainteresowanych z pewnością powstanie dzięki takim operacjom wiele intratnych posad. Skala aktywności biznesowych także znacząco się powiększy. Mimo tych perspektyw na przyszłość wątpliwe pozostają dwie kwestie: czy mamy na to wszystko pieniądze i dlaczego państwo musi ponosić dodatkowe ryzyko planowanych przedsięwzięć?
Reklama