Widać, że KNF znaczną wagę przywiązuje do udzielania kredytów w walutach obcych. Od momentu wejścia w życie rekomendacji będą one dostępne głównie dla bardziej zamożnej części społeczeństwa. I tak powinno być – jeśli chcesz wziąć na siebie dodatkowe ryzyko związane z ryzykiem kursowym, powinieneś mieć środki, aby przed takim ryzykiem być zabezpieczonym. Trudno mieć zastrzeżenia do wprowadzanych obostrzeń, pod warunkiem że podejście nadzorcy do ryzyka charakteryzuje symetryczność wobec zmiennych czynników wpływających na wysokość rat, w tym ryzyka walutowego oraz ryzyka stopy procentowej.
Nadzór zaproponował, aby banki przy ocenie zdolności kredytowej klientów uwzględniały założenie wzrostu stóp procentowych o 4 pkt proc. oraz założenie osłabienia złotego o 30 proc. W kontekście dotychczasowego niedoszacowania oceny ryzyka stopy procentowej względem ryzyka walutowego symulacje dotyczące wzrostu stóp należy ocenić pozytywnie, szczególnie mając na uwadze to, że stopy procentowe na świecie i również w Polsce są dziś na rekordowo niskim poziomie. W perspektywie kilku najbliższych lat można się spodziewać ich istotnego wzrostu. Dobrze, że rola ryzyka stopy procentowej wobec ryzyka walutowego nie jest pomijana, choć należy zauważyć, że dla kredytów walutowych i złotowych przyjęto taki sam poziom nominalnego wzrostu stóp procentowych w ramach stress testów, co wskazuje na niedoszacowanie ryzyka lokalnych stóp. Jeśli już przyjmować tego typu podejście, to skala wzrostu stóp dla kredytów złotowych powinna być wyższa. Ryzyko stopy procentowej w Polsce było dotychczas niedoszacowane, a ryzyko kursowe okazało się najlepiej zarządzanym ryzykiem przez banki. Odsetek złych walutowych kredytów mieszkaniowych wynosi ok. 1 proc., tym samym jest ponaddwukrotnie niższy niż w przypadku kredytów złotowych.
Rekomendacja T wprowadza też znaczne ograniczenia w udzielaniu kredytów konsumenckich, ustalając maksymalny dopuszczalny próg wydatków związanych z obsługą kredytów do dochodów netto na poziomie 50 proc. dla osób zarabiających do średniej krajowej i 65 proc. dla pozostałych (ta część uregulowań wchodzi od przyszłego roku). Zobowiązuje też do pełnej analizy dochodów klienta, tak aby uniknąć udzielania kredytów od ręki na dowód. Idee szczytne – banki nieraz sparzyły się na udzieleniu kredytów od ręki nie swoim klientom. Są jednak dwa „ale”. Po pierwsze poziom niespłacalnych kredytów konsumenckich w skali makro jest głównie zależny od poziomu bezrobocia w kraju. Jeśli tracę pracę, nie mam z czego spłacać kredytu konsumenckiego. Rekomendacja tego ryzyka nie wyeliminuje. Drugie „ale” dotyczy instytucji parabankowych. Obawiam się, że wprowadzenie tak restrykcyjnych zasad udzielania kredytów będzie rajem dla wszystkich instytucji niebankowych działającym na tym polu. Ich nadzór KNF nie obejmuje, a rynek nie zna próżni. Podsumowując, rekomendacja potrzebna, ale w niektórych miejscach może okazać się zbyt restrykcyjna.
Tekst wyraża prywatne poglądy autora, a nie stanowisko instytucji, z którą jest on związany.
Reklama