Ta wypowiedź przypomniała mi się, gdy czytałem doniesienia o wirusie komputerowym, który wywołał chaos w irańskich systemach przemysłowych. Irański rząd narzeka, że stał się celem elektronicznej wojny w formie wirusa Stuxnet, który zainfekował ponad 30 tys. komputerów w tym kraju. Wpływ wirusa na irański program nuklearny pozostaje nieznany. Jednak eksperci komputerowi wydają się pewni, że coś tak skomplikowanego jak Stuxnet mogło być stworzone tylko przez państwo. W istocie jednak jest kilka agencji wywiadowczych, które mają możliwości i motywację, by utrudnić życie irańskim naukowcom nuklearnym.
Dla państw uprzemysłowionych cyberwojna jest jednocześnie wielką szansą i wielkim zagrożeniem. Starannie zaplanowane cyberataki dają szansę na osłabienie przemysłowego i wojskowego potencjału wroga. Do czasu ataku Stuxneta na Iran najsłynniejszym epizodem cyberwojny był atak na Estonię w 2007 roku. W 2003 roku Pentagon również zarejestrował serię ataków na amerykańskie strony rządowe, które nazwano Titan Rain i obwiniono o nie Chiny. Estońskie, chińskie i irańskie epizody to drobiazg w porównaniu z tym, co zdaniem niektórych zachodnich analityków może dopiero nadejść. Richard Clarke, który kiedyś kierował operacjami antyterrorystycznymi Białego Domu, przewiduje skoordynowany atak, który w ciągu 15 minut wyłączy sieć elektryczną na wschodnim wybrzeżu Ameryki, sparaliżuje pocztę elektroniczną, uniemożliwi kontrolę ruchu lotniczego, spowoduje wypadki kolejowe i zamknie banki.
Zaalarmowani takimi zagrożeniami eksperci wojskowi mówią o konieczności nowego porozumienia międzynarodowego, które regulowałoby cyberprzestrzeń. Czynione są porównania z pierwszymi latami po wynalezieniu broni jądrowej, przed ustanowieniem traktatów o kontroli zbrojeń. Jednak porównania z nuklearnym wyścigiem zbrojeń są zbyt uspokajające. Broń atomowa wciąż jest domeną stabilnych państw. W cyberwojnie może wziąć udział każdy. Jak na razie zachodnie potęgi zapewne wciąż mają przewagę w cyberprzestrzeni. Jednak pewnego dnia to się może zmienić. Dowiemy się o tym, gdy nasze bankomaty odmówią współpracy, światła uliczne zwariują, a komputery zgasną.
Reklama