Obecny międzynarodowy system walutowy jest produktem przeszłości – w ten sposób Hu Jintao, prezydent Chin, w przededniu swojej zeszłotygodniowej wizyty w Waszyngtonie zakwestionował rolę amerykańskiego dolara. Co więcej, dodał: – Polityka monetarna Stanów Zjednoczonych ma znaczący wpływ na globalną płynność i przepływy kapitałowe, a zatem płynność amerykańskiego dolara powinna być utrzymywana na rozsądnym i stabilnym poziomie.
Krytykując amerykańską politykę fiskalną i monetarną, Hu podążył dobrze wydeptaną ścieżką. W latach 60. Valery Giscard d’Estaing, wówczas francuski minister finansów, narzekał na „kolosalny przywilej dolara”. John Connaly, amerykański sekretarz skarbu w administracji Richarda Nixona, odpowiedział, opisując dolara jako „naszą walutę, ale wasz problem”. Francuzi, a obecnie Chińczycy, chcą stabilności kursowej, ale nie cierpią nieuniknionego rezultatu: kupowania tylu dolarów, ile wydrukują Stany Zjednoczone. Oba kraje chcą dyscypliny w amerykańskiej polityce gospodarczej. Oba poniosły porażkę. Czy tym razem będzie inaczej? Nie.
Chińczycy i inne kraje na dużą skalę stosujące interwencje walutowe mają szczególny sposób okazywania braku zaufania do dolara. Między styczniem 1999 r., tuż po kryzysie azjatyckim, a październikiem 2010 r. globalne rezerwy walutowe wzrosły o zawrotną sumę 7,45 bln dol. Same Chiny zwiększyły je o 2,616 bln dol.
Reklama
Dolar nie jest jedyną walutą rezerwową. Pozostaje jednak najważniejszą. W III kwartale 2010 r. znana była alokacja tylko 56 proc. globalnych rezerw. Z tego 61 proc. było ulokowanych w dolarach, 27 proc. w euro.
Dlaczego stosunkowo biedne kraje dokonują tak wielkich inwestycji w nisko rentowne instrumenty najbogatszych krajów świata i – przede wszystkim – USA? Dlaczego w szczególności Chiny kupują ogromne ilości długu od kraju, którego polityce nie ufają – ponad 2 tys. dol. na każdego Chińczyka?
Odpowiedź brzmi: jest to uboczny produkt prób utrzymania niskiego kursu swojej waluty i zachowania konkurencyjności eksportu. Dotyczy to również innych krajów parających się interwencjami.
Czy prawdopodobna jest reforma międzynarodowego systemu monetarnego, która rozwiązałaby chiński dylemat? Gdyby, dla przykładu, świat wrócił do klasycznego parytetu złota, jak rekomendują niektórzy, USA zanotowałyby odpływ złota i musiałyby się do tego dostosować za pośrednictwem deflacji. Chiny mogłyby na to pójść, choć nie byłoby to dobre dla ich eksportu. Takie działanie trzeba by jednak solidnie uzasadnić. Od I wojny światowej żaden ważny kraj nie zgodził się na tę metodę zewnętrznej korekty. USA nie są Estonią.
A co z uczynieniem z juana globalnej waluty rezerwowej? W bardzo długiej perspektywie jest to nieuniknione. Jednak szybki ruch w tym kierunku nastręczyłby Chinom trudności. Po pierwsze, miałoby to sens tylko wtedy, gdyby ta waluta została uwolniona od związku z dolarem, co spowodowałoby upadek całej merkantylistycznej strategii Chin. Po drugie, by waluta stała się globalna, musi być w pełni wymienialna i stać się przedmiotem transakcji na głębokich i płynnych rynkach finansowych. To niewyobrażalne w dającej się przewidzieć przyszłości.
Rozwiązaniem dla Chin jest przestać kupować dolary na obecną skalę i pozwolić juanowi umacniać się szybciej. Jednak to korekty w interesie Chin. W przeciwnym razie skończą one, akumulując jeszcze więcej rezerw, destabilizując swój system finansowy, a nawet ryzykując utratą kontroli monetarnej.
Chiny jednak wciąż chcą się poruszać powoli. To błąd. Moja rada: jeżeli Chiny chcą uciec przed tyranią złowrogiego dolara, niech przestaną go kupować. Proszę.