54-letni biznesmen nie jest typowym rosyjskim oligarchą. W przeciwieństwie do miliarderów pokroju Romana Abramowicza, Wiktora Wekselberga czy Olega Dieripaski nie zaczął swoich interesów dopiero po upadku ZSRR na fali prywatyzowania intratnych gałęzi przemysłu. Gdy padał radziecki komunizm, Leonid Walentinowicz Bławatnik od dawna tytułował się zangielszczonym nazwiskiem Len Blavatnik i miał za sobą ponad dekadę robienia interesów w Stanach Zjednoczonych.

Z Moskwy do Ameryki

Wyjechał za ocean razem z rodziną jako 21-latek, porzucając studia na uniwersytecie w Moskwie. Był rok 1978 i władze na Kremlu trzymały swoich obywateli pod kluczem. Zgadzały się jednak na emigrację niektórych Rosjan. Pod warunkiem że byli pochodzenia żydowskiego. Tak jak rodzina Bławatników. W podobnych z resztą okolicznościach wyjechał wówczas z ZSRR do Ameryki sześcioletni Siergiej Brin, później ojciec założyciel ikony dzisiejszego biznesu Google'a.
Reklama
W Stanach Zjednoczonych zdolny Blavatnik skończył informatykę na Columbii, a potem studia MBA na Harvardzie. W 1986 r. założył swoją istniejącą do dziś firmę Access Industries.
Upadek imperium sowieckiego bardzo pomógł interesom Blavatnika. Jako emigrant nie miał wprawdzie zbyt wielu kontaktów w byłej ojczyźnie, ale dysponował za to kapitałem, którego przechodząca ostrą transformację radziecka gospodarka bardzo potrzebowała. Szybko znalazł biznesowych partnerów w osobach Wiktora Wekselberga i Michaiła Friedmana, którzy mieli dojścia na dworze ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna.

Mecenas, nie oligarcha

Od tamtej pory fortuna Blavatnika zaczęła rosnąć jak na drożdżach. Inwestował bardzo szeroko: w ropę, gaz, aluminium, chemię, media, telekomunikację i nieruchomości. Sam zawsze trzymał się w cieniu, unikając ekstrawagancji typowych dla nowych rosyjskich bogaczy i przedstawiając się niezmiennie jako amerykański biznesmen (ma obywatelstwo USA) rosyjskiego pochodzenia. To pozwoliło mu suchą nogą przechodzić przez wszystkie kolejne kryzysy, zmiany koniunktury i politycznych wiatrów na Kremlu.
Według „Forbesa” Blavatnik jest dziś numerem 93. na liście najbogatszych ludzi świata. Bywał już z resztą na niej nawet i w pierwszej trzydziestce. Szef Access Industries bardzo dba o swoją reputację i nie chce być kojarzony jako klasyczny rosyjski nuworysz. Nie szczędzi sowitych datków na najważniejsze ośrodki kultury i sztuki w USA oraz Wielkiej Brytanii: British Museum, Royal Opera House czy Tate Modern. Od 2007 r. jego rodzinna fundacja nagradza (razem z Nowojorską Akademią Nauk) najzdolniejszego młodego naukowca z dziedziny nauk ścisłych i inżynierii.Wyróżnienie nosi oczywiście nazwę Blavatnik Awards.

Muzyka w tarapatach

Inwestycja w Warner Music Group to zdaniem ekspertów krok dość ryzykowny. Założona w 1958 r. wytwórnia, do której stajni należały w swoim czasie takie muzyczne tuzy, jak: Ray Charles, Frank Sinatra, Led Zeppelin czy Deep Purple, a dziś m.in. Green Day czy James Blunt, od lat boryka się z poważnymi problemami.
Podobnie zresztą jak cała branża, która wciąż nie może znaleźć recepty na ściąganie przez użytkowników muzyki z internetu. Dlatego wielka fala konsolidacji wytwórni płytowych już się rozpoczęła. Do końca roku nowego właściciela ma znaleźć także londyńska wytwórnia EMI. Spekuluje się, że walkę o nią stoczą między sobą giganci, a wśród nich także Blavatnik.
ikona lupy />
Płyty / Bloomberg / GRAHAM BARCLAY