Ostatni raport o rynku naftowym zawiera pierwsze konkretne dowody, że ceny zaczynają ograniczać popyt, szczególnie w Ameryce Północnej.
Globalna konsumpcja ropy niemal nie uległa zmianie w marcu: zwiększyła się o 0,4 procent w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego, co oznacza najmniejszy wzrost od połowy 2009 roku. W krajach uprzemysłowionych łączny popyt spadł o 2,8 procent.
IEA zastrzegła, że było to wynikiem Świąt Wielkanocnych i „nadzwyczajnych wydarzeń”, w szczególności trzęsienia ziemi w Japonii. Niemniej jednak autorzy raportu zauważają „słabsze perspektywy dla Ameryki Północnej, gdzie wysokie ceny ropy zaczęły w końcu ograniczać popyt na ropę”. IEA prognozuje, że łączna konsumpcja ropy w Ameryce Północnej spadnie w 2011 roku o 194 tys. baryłek dziennie. Dla porównania popyt na produkty naftowe w Ameryce Północnej wzrósł w ubiegłym roku o 609 tys. baryłek dziennie.
IEA prognozuje, że łączny popyt na produkty naftowe w krajach uprzemysłowionych spadnie w tym roku o 230 tys. baryłek dziennie, czyli o 0,5 procent, podczas gdy wzrost w krajach rozwijających się wyniesie 1,5 miliona baryłek dziennie, czyli 3,6 procent. Przekłada się to na wzrost globalnego popytu o 1,5 procent w tym roku, czyli o ponad połowę mniej niż 3,3 procent w 2010. IEA uważa, że ceny utrzymają się w tym roku na poziomie około 110 dolarów za baryłkę, wobec 80 dolarów w 2010.
Reklama

>>> Czytaj też: Ceny ropy zagrażają światowej gospodarce

Łączna produkcja kartelu OPEC spadła o 1,3 miliona baryłek dziennie, począwszy od wybuchu w lutym kryzysu w Libii. Organizacja prawdopodobnie nie zdecyduje się podnieść produkcji na spotkaniu wyznaczonym na 8 czerwca w Wiedniu.
Wysokie ceny ropy zaczynają uderzać w firmy paliwowe. Demokratyczni senatorowie przesłuchiwali w Kongresie szefów pięciu największych amerykańskich koncernów naftowych, kwestionując ich obronę corocznych ulg podatkowych, wartych 2 miliardy dolarów. Zeznając przed komisją finansów, menedżerowie twierdzili, że podwyżki podatków zaszkodzą przyszłej produkcji. John Watson, prezes Chevronu, powiedział, że oznaczałoby to „mniej dolarów w kasie stanów i rządu federalnego i mniej miejsc pracy”.