Przesunięcie terminu otwarcia Stadionu Narodowego nawet o 10 miesięcy wiąże się nie tylko z kompromitacją, lecz także ze stratami finansowymi. Co gorsza, poniosą je podatnicy.
Nieoficjalnie wiadomo, że konsorcjum wykonawców (Alpine, PBG i Hydrobudowa) prowadzi gorączkowe rozmowy z inwestorem, czyli Narodowym Centrum Sportu (NCS) o to, kto ponosi winę za spóźnienie. Wczoraj minister sportu Adam Giersz ujawnił, że zgodnie z umową tylko 30-dniowe spóźnienie to kara w wysokości 100 mln zł, i deklarował twarde stanowisko: – Oczekuję, że wykonawca zrealizuje kontrakt zgodnie z ceną, terminem i przy zachowaniu odpowiedniej jakości. W kilka godzin później resort wydał specjalny komunikat, w którym złagodził swoje stanowisko. Tym razem urzędnicy napisali, że każda inwestycja ma odpowiednie kilkumiesięczne bufory czasowe.
Według naszych rozmówców zarówno z Ministerstwa Sportu, jak i ze strony wykonawców w najgorszym wariancie spór przeniesie się na salę sądową. – Nie czujemy się winni. Mamy raport zewnętrznej firmy, która diagnozuje przyczyny opóźnienia po stronie NCS i projektantów – mówi nam jeden z budowlańców.
Przesunięcie terminu otwarcia stadionu oznacza straty dla publicznej spółki. Oddala się moment, w którym stadion miał zacząć zarabiać. Jeszcze dwa dni temu na stronie NCS znajdowała się informacja, że 25 maja rozpocznie się sprzedaż biletów na pierwszą imprezę Red Bull X Fighters. Po opublikowaniu naszego artykułu pojawiła się tam adnotacja o wstrzymaniu sprzedaży. Rzecznik producenta napoju energetycznego Aleksandra Zarychta odmówiła nam wczoraj komentarza, gdy zapytaliśmy, czy wiąże się to ze stratami i czy będą dochodzić odszkodowania od NCS. – To sytuacja kryzysowa, nie wiedzieliśmy, że problemy są tak poważne. Z prawnikami zastanawiamy się nad konsekwencjami – usłyszeliśmy nieoficjalnie w Red Bullu. To może oznaczać, że nie tylko stadion nie będzie zarabiał, ale NCS może wypłacać odszkodowania firmom za zerwane kontrakty. Będą one pochodzić z naszych kieszeni.
Reklama
Pod znakiem zapytania stoi inna planowana impreza, czyli spotkanie reprezentacji Polski i Niemiec.
Jak pisaliśmy wczoraj, budowlańcy zlecili dokonanie audytu budowy zewnętrznej firmie EC Harris. Z jej raportu wynika, że stadion zostanie oddany 9 miesięcy i 21 dni później, a największą winę ponosi NCS. – Pochylimy się nad uwagami wykonawcy, ale z tego, co wiemy, te prace są możliwe do wykonania w terminie – mówi rzecznik NCS Daria Kulińska.
Ale według naszych informacji dotrzymanie terminu nie jest możliwe. Największe problemy są z projektami instalacji sanitarnych, energetycznych, teleinformatycznych i przeciwpożarowych. Według wykonawcy zmian w projekcie było 8,5 tysiąca, a każdą musiało autoryzować NCS, co zabierało czas.
Na informacje o możliwym spóźnieniu zareagowali wczoraj również politycy. Posłowie PJN Elżbieta Jakubiak i Paweł Poncyljusz zażądali natychmiastowej dymisji ministra sportu. Przekonywali, że rząd popełnił serię błędów, czego dowodem są opóźnienia na budowach Baltic Areny, Stadionu Narodowego i autostrad.