Według sondaży w pierwszej turze wyborów prezydenckich może pani zdobyć ponad 25 proc. głosów. To najwięcej ze wszystkich kandydatów. Jako potencjalna prezydent Francji jakie widzi pani sposoby wyjścia Europy z kryzysu zadłużenia?
Euro jest przede wszystkim projektem politycznym, a nie ekonomicznym. Politycy, którzy są dziś u władzy, wmawiają ludziom, że jesteśmy skazani na wspólną walutę, że regulacje unii walutowej są niezmienne. Ale część ekonomistów od momentu powstania euro ostrzegała, że to nie może się udać, bo wspólna waluta obejmuje zbyt różnorodne kraje. To tak jakby w szpitalu wszystkim pacjentom podawać ten sam lek. Dlatego zamiast wyleczyć, euro bardzo osłabiło gospodarkę Unii. Gdy uderzył kryzys finansowy w 2008 roku, europejski organizm nie był w stanie się obronić. Teraz ze wszystkich regionów świata ma największe problemy, aby kryzys przełamać. Politycy twierdzą, że jedynym wyjściem jest przekazywanie coraz większych funduszy przez kraje Unii, które jeszcze jakoś utrzymują się na powierzchni, krajom, które właściwie już zbankrutowały. Mamy w tej sytuacji dwa wyjścia. Albo będziemy dalej szli tą drogą i Francję, która ma już kolosalne zobowiązania w wysokości 1650 mld euro, doprowadzimy do tego, że padnie jak Grecja, dopuszczając do całkowitego chaosu gospodarczego, albo przyznamy się do porażki euro i w sposób skoordynowany doprowadzimy do wyjścia Francji z unii walutowej w porozumieniu z innymi krajami.
Z którymi krajami?
Reklama
Tymi wszystkimi, które euro doprowadza do ruiny: Portugalią, Grecją, Irlandią, Hiszpanią. One muszą się godzić na cięcia płac, emerytur, osłon socjalnych w imieniu dogmatu euro, którego, jak mówi Sarkozy, „musimy bronić za wszelką cenę”. Ale jest też całkiem prawdopodobne, że euro rozpadnie się nie od dołu, ale od góry. Że w końcu to sami Niemcy powiedzą, iż nie chcą już dłużej dopłacać do wspólnej waluty i razem z Francją porzucą ją.
Ekonomiści ostrzegają jednak, że rozpad euro doprowadzi do gwałtownej dewaluacji słabszych walut narodowych względem niemieckiej marki i dolara, powodując masową ucieczkę kapitałów. To może mieć fatalne skutki dla Francji.
Euro jest dziś przewartościowane wobec dolara przynajmniej o 35 procent. To zabija nasz eksport: przed zawiązaniem unii walutowej Francja miała nadwyżkę handlu zagranicznego, a od tamtej pory mamy stale deficyt. Uważam zresztą, że problemem jest nie tylko euro, ale w ogóle powojenny system finansów międzynarodowych z Bretton Woods, który dał takie przywileje dolarowi, że pozwolił na powstanie gigantycznego długu USA i spekulacji finansowych, które doprowadziły do ostatniego kryzysu. W ciągu najbliższych 10 lat to musi być całkowicie przebudowane. Nie chodzi zresztą tylko o dolara, ale także o międzynarodowe instytucje finansowe, które zostały po wojnie z woli Amerykanów powołane. Dziś nie spełniają one swoich funkcji. MFW, zamiast jak zakładano, pomagać krajom w trudnościach, zachowuje się jak komornik, który przejmuje wszystko, co się da, byle wycisnąć od krajów spłatę zobowiązań. To nie ma sensu. Fundusz trzeba rozwiązać.
Jednak Niemcy z euro radzą sobie znakomicie. Są drugim, po Chinach, eksporterem na świecie. Może problemem nie jest euro, tylko konkurencyjność francuskiej gospodarki?
Bruksela zapewniała nas, że należy znieść cła na granicach Francji, bo w zamian zostaną wprowadzone wysokie cła na granicach samej Unii. Dziś okazuje się, że ze względu na ideologiczny liberalizm jako jedyni na świecie w ogóle nie chronimy swojego rynku. A przecież wszyscy to robią: Chińczycy, Amerykanie... Francja powinna także mieć prawo wprowadzić cła ochronne, również na granicy z Niemcami. To jedyny sposób, aby doprowadzić do ponownego uprzemysłowienia naszego kraju, do odbudowy gałęzi gospodarki, które zniszczyła globalizacja. Z Chińczykami nikt otwartej konkurencji nie wygra. Chyba że chcemy posyłać pięcioletnie dzieci do pracy, a sami pracować za 100 euro miesięcznie, po 15 godzin dziennie.
To oznaczałoby zniszczenie jednolitego rynku, fundamentu Wspólnoty Europejskiej. A co z kolejnym fundamentem – swobodą przemieszczania się?
Nie mam problemu z Polakami, którzy pracują legalnie we Francji. Oni nie muszą się obawiać Frontu Narodowego. Jednak uważam, że konieczne jest wprowadzenie preferencji narodowych w dostępie do rynku pracy: jeśli Polak i Francuz mają identyczne kwalifikacje, to pracę dostaje ten drugi. Nie powinno być też tak, że Polak, który nie może znaleźć we Francji pracy, nadal tu zostaje. Po rozsądnym terminie 6 – 8 miesięcy, musi wrócić do siebie. Francja ma jeden z najhojniejszych systemów ochrony socjalnej w Europie. Co roku osiedla się u nas 200 tysięcy imigrantów, otrzymują darmową naukę dla dzieci, darmową opiekę zdrowotną i emeryturę, nawet jeśli się na nią nie składali. Ale francuska wspólnota narodowa nie jest w stanie tego dłużej dźwigać: mamy pięć milionów bezrobotnych, co czwarty Francuz nie ma środków, aby prawidłowo się leczyć.
W Polsce Francja jest największym inwestorem zagranicznym. Jeśli na zasadzie symetrii polski rząd wprowadzi preferencje narodowe dla polskich firm handlowych, wykluczając Carrefour czy Auchan, albo dla polskich banków czy operatorów telekomunikacyjnych, to Francja może nie wyjść na tym dobrze.
Gdyby Polska także zaczęła prowadzić politykę odbudowy własnego przemysłu, byłoby to dla mnie całkowicie zrozumiałe. Rozwój francuskich koncernów za granicą, który nie daje pracy Francuzom, tylko państwu podatków, nie jest dla Francji korzystny.
W jaki sposób powstrzymać falę 200 tysięcy emigrantów?
Musimy odzyskać suwerenność nad naszym terytorium. Kiedy kilka lat temu premier Zapatero zalegalizował pobyt półtora miliona marokańskich emigrantów, z dnia na dzień mogli oni legalnie osiedlić się we Francji, bo tak stanowią unijne przepisy. To samo, bardzo zresztą sprytnie, zrobił Silvio Berlusconi, gdy do Włoch zaczęli przyjeżdżać imigranci z Tunezji. Gdy dał im czasowe karty pobytu, Francja znów nie mogła nic zrobić. A ja byłam na Lampeduzie, wiem, że tam przypływają wyłącznie młodzi mężczyźni w poszukiwaniu pracy i 80 procent z nich chce ją znaleźć we Francji. Ochroną granic Europy miała się zająć europejska agencja Frontex. Tyle że ona nie tylko tego nie robi. Dlatego jedynym wyjściem jest zniesienie Schengen i przywrócenie kontroli na francuskich granicach narodowych,.
Czy Francja powinna wyjść z NATO?
Zdecydowanie tak. Sarkozy doprowadził do całkowitego zdominowania Francji w ramach NATO przez Stany Zjednoczone. Powinniśmy w zamian wzmocnić nasze stosunki z Rosją, czego z powodu obiekcji NATO nie możemy uczynić. Chodzi mi nie tylko o współpracę wojskową, ale także w sprawach energii.
Jest pani przeciwna euro, Schengen, Jednolitemu Rynkowi. Co w takim razie pozostanie z Europy?
Opowiadam się za Europą narodów, które zachowują suwerenność prawną, terytorialną, ekonomiczną. Europą, w której Bruksela niczego nie narzuca. Tego chciał generał de Gaulle i do tego należy wrócić.