Wojna w Libii nie toczy się o ropę ani o gaz. Jednak nowy rząd będzie chciał szybko zwiększyć produkcję. W czasach pokoju sprzedaż tego surowca odpowiadała za jedną czwartą PKB kraju.

Powody do radości powinni mieć importerzy ropy naftowej, pomimo że libijska produkcja stanowiła zaledwie 2 proc. światowego wydobycia w poprzednim roku. Jak w przypadku każdego surowca, niewielka zmiana w produkcji może wywołać wielkie zmiany cen.

>>> Zobacz też: Reżim obalony. Nadchodzą czasy tańszej ropy

Wstrzymane wydobycie libijskiej ropy zostało nadrobione przez Arabię Saudyjską. Na ceny ropy wpływ ma jednak nie tylko podaż surowca, lecz także wolne moce przerobowe producentów. Nadwyżka mocy produkcyjnej państw OPEC przed wybuchem rewolucji w Afryce Północnej wynosiła niewiele ponad 5 proc. rocznej produkcji. Według Deutsche Banku o teraz wskaźnik ten zmalał o jedną czwartą.

Reklama

Niewielkie rezerwy mocy produkcyjnej wpływają nerwowo na klientów, zachęcając ich (oraz spekulantów) do zakupu większych zapasów niż byłoby to potrzebne na dobrze zaopatrzonym rynku. Strach przed rzeczywistym niedoborem ropy, jest prawdopodobnie jedną z przyczyn wzrostu cen odmiany Brent o jedną czwartą od momentu rozpoczęcia niepokojów w regionie.

Jeśli na rynek powróci cała libijska produkcja, to tendencja ulegnie odwróceniu. Jednak Libia ma mniejszy wpływ na kalkulację nadwyżek mocy produkcyjnej niż dwa inne kraje produkujące poniżej swoich możliwości. Iran i Irak, choć każdy posiada niemal 10 proc. udokumentowanych światowych złóż, odpowiadają odpowiednio za 5 proc. i 3 proc. światowej produkcji. Oba kraje posiadają jednak głęboko zakorzenione problemy polityczne, więc droga do zmniejszenia tego rozdźwięku będzie powolna.

>>> Polecamy też: Wojna. Hit eksportowy krajów Zachodu

Oznacza to, że drugorzędna Libia jest najlepszą nadzieją dla światowego rynku ropy. Jednak obniżka cen nie jest wcale przesądzona. Zapewnienie pełnej skali produkcji w Libii wymaga pokoju, a ten jest ciągle dopiero przed nami.

ikona lupy />
fot. Andrew Harrer/Bloomberg / Bloomberg / Andrew Harrer