W Rzymie gwałtowne starcia podczas manifestacji

Nieznany jest jeszcze dokładny bilans starć chuliganów i skrajnych anarchistów z ogromnymi siłami policyjnymi, które z ciężkim sprzętem wyjechały na ulice centrum włoskiej stolicy, by interweniować po aktach wandalizmu i przemocy.

Plac przed bazyliką św. Jana na Lateranie, gdzie miał odbyć się pokojowy wiec na zakończenie demonstracji, stał się miejscem gwałtownych zamieszek. Chuligani zaatakowali policję i jej pojazdy z trzech stron. Podpalone zostały samochody policji i karabinierów; pałkami i kamieniami zniszczono kilka innych wozów. Funkcjonariusze uciekali z płonących pojazdów. Ranny został fotoreporter, zaatakowano ekipę włoskiej telewizji.

Gwałtowność ataku agresywnych uczestników zajść wręcz uniemożliwiła policji interwencję w kilku punktach Rzymu.

Reklama

Na trasie pochodu między Piazza della Repubblica a Lateranem do szeregów pokojowo nastawionych demonstrantów przeniknęli chuligani i skrajni anarchiści, którzy na via Cavour oraz innych ulicach w centrum Wiecznego Miasta siali zniszczenie. Podpalali samochody, atakowali kijami i prętami witryny banków oraz sklepów. Rzucali butelkami i ładunkami wybuchowymi domowej roboty w kierunku policji. Podpalili biura ministerstwa obrony, gdzie na dwóch piętrach wybuchł pożar.

Wtedy do akcji przystąpiły oddziały policyjne, by powstrzymać starcia, które według telewizji RAI News przypominały niedawne gwałtowne wydarzenia w Grecji. Sami manifestanci próbowali wcześniej powstrzymać chuliganów i wandali. Doszło między nimi do starć, jeden z demonstrantów został ranny w twarz, inny stracił dwa palce w wybuchu petardy rzuconej przez chuliganów.

Nawiązując do nazwy nieformalnego ruchu "oburzeni", który na całym świecie zorganizował w sobotę manifestacje, burmistrz Rzymu Gianni Alemanno oświadczył, że oburzeni są przede wszystkim mieszkańcy stolicy tym, co się wydarzyło. Władze miasta przyznają, że sprawdziły się najgorsze scenariusze, jakich się obawiały.

Oburzenie aktami chuligaństwa i przemocy wyraził rezydujący na Lateranie papieski wikariusz dla diecezji rzymskiej kardynał Agostino Vallini.

W Madrycie "oburzeni" zakleją sobie usta euro

W Madrycie rozpoczęły się w sobotę protesty "oburzonych"; w całej Hiszpanii zaplanowano demonstracje w ponad 60 miastach. Największe protesty oczekiwane są wieczorem w stolicy kraju, gdzie ich uczestnicy mają zakleić sobie usta nalepkami z wizerunkiem euro.

W miasteczku Soria, w północnej Hiszpanii, ponad 350 osób przedstawiło "Drogę Krzyżową" na znak protestu przeciwko nadużyciom instytucji finansowych.

>>> Czytaj też: Bankierzy zrujnowali globalną gospodarkę. Ruszyła fala protestów "oburzonych"

W Barcelonie kilkudziesięciu protestujących okupuje szpitale i niektóre wydziały uniwersytetu, aby zaprotestować przeciwko rządowym cięciom budżetowym na usługi zdrowotne i edukację publiczną. "Od oburzenia do działania. Nasze życie albo ich korzyści" - głoszą transparenty wywieszone przez protestujących.

Pięć kolumn manifestantów wyszło w południe z różnych punktów Madrytu i miejscowości spoza stolicy. Około godz. 18 spotkają się na centralnym Placu Cibeles, gdzie obecna jest już policja, a następnie rozpoczną marsz na Puerta del Sol.

Plac ten był zajęty w maju i czerwcu przez miasteczko namiotowe, które stało się centrum ruchu "oburzonych" lub "Ruchu 15 Maja", od daty jego rozpoczęcia w Madrycie.

Na sobotę zwołany jest tutaj tzw. flash mob, czyli zbiorowe, spontaniczne wydarzenie, którym ma być "niemy krzyk". Uczestnicy protestów zakleją sobie usta nalepkami z wizerunkiem euro lub dolara.

Następnie odbędzie się na placu "zgromadzenie ogólne", podczas którego uczestnicy przeanalizują przyszłość swojego ruchu. Według organizatorów, zebranie potrwa do niedzieli rano.

Udział w hiszpańskich demonstracjach potwierdziło ponad 60 miast w Hiszpanii. Sobotnie protesty zorganizowano pod hasłem: "Zjednoczeni dla Globalnej Zmiany".

Ruch "oburzonych" narodził się pięć miesięcy temu w Hiszpanii i nabrał globalnych rozmiarów. "Pozostajemy w kontakcie dzięki sieciom społecznościowym - powiedziała jedna z rzeczniczek należącej do ruchu platformy Democracia Real Ya (Prawdziwa Demokracja Teraz).- Jesteśmy jak rzeka. Nie chcemy przewodzić, ale powiększać się. Wszyscy mamy powody, aby wyjść na ulice".

W Hiszpanii niezadowolenie społeczne związane jest m.in. z ogromnym bezrobociem, które osiągnęło najwyższy wskaźnik w całej strefie euro - ponad 21 proc. Wśród młodych Hiszpanów do 24 lat wskaźnik ten jest jeszcze wyższy i wynosi 45 proc.

Warszawa: Kilkaset osób w marszu "oburzonych"

Kilkaset osób przeszło w sobotę ulicami Warszawy w marszu "oburzonych", zorganizowanym przez "Porozumienie 15 października". W manifestacji wzięli udział także politycy, m.in. Wanda Nowicka, Robert Biedroń oraz Ryszard Kalisz.

Podobne manifestacje obywateli - "oburzonych" z powodu sytuacji w ich krajach - odbywają się tego dnia w kilkuset miastach na świecie. Protesty nawiązują do ruchu "oburzonych", który narodził się przed pięcioma miesiącami w Hiszpanii.

>>> Czytaj też: Stop tyranii rynku, czyli "oburzeni" w Warszawie

Marsz wyruszył sprzed bramy Uniwersytetu Warszawskiego. Według służb porządkowych, wzięło w nim udział ponad 150 osób; według organizatorów - 800.

Jego uczestnicy przeszli obok Ministerstwa Finansów, Narodowego Banku Polskiego, biura Komisji Europejskiej, kilkakrotnie okrążyli rondo de Gaulle'a; przed gmachem Giełdy Papierów Wartościowych urządzili piknik z muzyką i jedzeniem; następnie zamierzają przejść przed kancelarię premiera.

Manifestanci - głównie młodzi ludzie - nieśli transparenty z hasłami: "Kapitał ludzki mówi dość", "Ignoruj media, dowiaduj się sam", "Chcemy mieszkań, nie kredytów", Nie tańcz, jak ci zagrają", "Hiszpanio jesteśmy z wami", "Stop tyranii rynku", "Nikt się nie spodziewał polskiej rewolucji" oraz "Stop eksperymentom na społeczeństwie. Szczepienia - ukryte fakty".

Niemcy: Policja: 5 tys. "oburzonych" przed siedzibą EBC

Co najmniej 5 tys. "oburzonych" zgromadziło się w sobotę we Frankfurcie nad Menem przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego (EBC), protestując przeciwko rujnowaniu światowej gospodarki - poinformowała niemiecka policja. Trwa też protest w Berlinie.

>>> Czytaj też: Bogacze przyznają: wielkie koncerny wyzyskują ludzi. Trwa walka klas w USA

O godz. 12 w centrum Frankfurtu około tysiąca osób zainicjowało protest przeciwko bankierom, finansistom i politykom. Około godz. 15 demonstrujący dotarli pod siedzibę EBC.

Według jednego z organizatorów, ruchu alterglobalistycznego ATTAC, w proteście pod EBC uczestniczy prawie 6 tys. osób. Z szacunków policji wynika, że przed budynkiem zebrało się 5 tys. młodych ludzi, a także emerytów i rodziców z dziećmi.

"Spekulujecie naszym życiem" i "Sprzeniewierzacie naszą przyszłość" - głoszą niesione transparenty. "Moim zdaniem kapitalizm to bomba z opóźnionym zapłonem, nie tylko dla ludzi, ale też dla naszej planety. Nasz dobrobyt jest finansowany ze szkodą dla innych państw, a EBC reprezentuje ten niesprawiedliwy i zabójczy system" - powiedział jeden z protestujących, 27-letni Tobias.

W Niemczech na sobotę zapowiedziano demonstracje "oburzonych" także w Kolonii, Monachium, Hamburgu, Hanowerze i Stuttgarcie.

Nawet 10 tys. ludzi protestuje już w Berlinie - podał na swojej stronie internetowej hiszpański dziennik "El Pais". Około godz. 15 uczestnicy demonstracji dotarli do Bramy Brandenburskiej w centrum Berlina. Po godzinie mają wyruszyć pod siedzibę kanclerz Niemiec Angeli Merkel, gdzie odczytany zostanie manifest.

Jeden z mieszkańców Berlina powiedział "El Pais", że "atmosfera w mieście jest niesamowita". Według niego, ulicą Unter den Linden, jedną z głównych arterii prowadzących do Bramy Brandenburskiej, maszerowało nawet 10 tys. ludzi.

"Protestuje więcej osób, niż oczekiwaliśmy" - oświadczył przedstawiciel policji. Dodał, że nie jest w stanie określić dokładnej liczby demonstrujących w centrum niemieckiej stolicy.

"Oburzeni" protestują w Londynie przeciwko bankierom

Przed anglikańską katedrą św. Pawła w Londynie zebrał się w sobotę kilkusetosobowy tłum, by zaprotestować przeciwko bankierom i praktykom międzynarodowych korporacji. Do uczestników protestu "oburzonych" przemówił założyciel portalu WikiLeaks Julian Assange.

"Ludzie wysyłani są do Guantanamo w imię rządów prawa, a pieniądze prane na Kajmanach i w Londynie po to, by rządom prawa stało się zadość" - powiedział ironicznie, nawiązując do zarzutów wobec uczestników protestu, że łamią prawo. "Temu ruchowi (protestu przeciwko kapitalistycznym ekscesom - PAP) nie idzie o zniszczenie prawa, lecz o konstrukcję (nowego) prawa" - dodał.

Policja nakazała Assange'owi zdjęcie maski, w której przyszedł na wiec.

Dokładną liczbę uczestników protestu trudno oszacować ze względu na szczelny policyjny kordon uniemożliwiający osobom na placu opuszczenie go, a ludziom poza nim wejście na plac. Plac przykatedralny wybrano na miejsce protestu, ponieważ w pobliżu znajduje się siedziba giełdy AIM, na której notowane są głównie małe i średnie spółki, także zagraniczne, a także dlatego, że blisko stamtąd do City, gdzie jest główna siedziba giełdy i wielu banków.

>>> Czytaj też: "Oburzeni" opanują w sobotę 950 miast świata, w tym Warszawę

Organizatorzy mieli w planach zajęcie City - niektórzy przyszli ze śpiworami i namiotami - ale policyjny kordon uniemożliwia im dotarcie tam.

Wokół siedziby londyńskiej giełdy ustawiono znaki ostrzegające przed organizowaniem protestów. Nad domami krąży policyjny helikopter. Policja zapowiedziała, że jej reakcja będzie elastyczna w zależności od rozwoju wydarzeń.

Demonstrację wspiera i współorganizuje grupa UK Uncut, która w ubiegłą niedzielę urządziła blokadę mostu westminsterskiego w proteście przeciwko rządowym planom reformy służby zdrowia. Wcześniej UK Uncut protestowała przeciwko praktykom wielkich korporacji mającym na celu unikanie zobowiązań podatkowych.

W przekonaniu uczestników protestów zachodzi bezpośredni związek między cięciami wydatków rządowych i świadczeń socjalnych a kosztami ratowania banków, ponieważ ich dokapitalizowanie powiększyło zadłużenie państwa.

Inna grupa stojąca za niedzielnymi protestami OccupyLSX (Okupuj Giełdę - London Stock Exchange) stwierdziła w oświadczeniu cytowanym przez sobotnie media, że mimo oszczędności narzuconych ogółowi społeczeństwa zyski finansistów rosną, nierówności społeczne powiększają się, bezrobocie wzrasta, system podatkowy jest niesprawiedliwy (najbogatsi mają sposoby, by zminimalizować swoje zobowiązania - PAP), a polityczna elita ignoruje własnych obywateli.

Komentatorzy zauważają, że protesty przyciągają młodzież z klasy średniej, zmuszoną do ponoszenia wyższych kosztów studiów i napotykającą na trudności na rynku pracy mimo zdobycia wyższego wykształcenia. (PAP)

Kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów w Portugalii

W dziewięciu portugalskich miastach rozpoczęły się w sobotę po południu manifestacje "oburzonych", w których bierze udział ogółem kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Najliczniejsze protesty mają miejsce w Porto i Lizbonie.

Protestujący domagają się wstrzymania programu oszczędnościowego rządu premiera Pedra Passosa Coelho i ukarania osób, które "doprowadziły państwo na skraj bankructwa".

Uliczne kontestacje zorganizowali aktywiści z ponad 30 organizacji politycznych i społecznych. W proteście biorą też udział przedstawiciele opozycyjnych partii lewicowych: Portugalskiej Partii Komunistycznej oraz Bloku Lewicy.

W Porto tłum zgromadzony w centrum miasta nawołuje do podjęcia konkretnych akcji przeciwko "portugalskiej klasie politycznej". Manifestanci, wśród których przeważa młodzież, krytykują też kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Co chwilę któryś z demonstrantów zabiera głos, tłumacząc motywy swojego udziału w proteście.

Część policjantów w Porto, gdzie od kilku dni funkcjonariusze sił bezpieczeństwa protestują przeciwko redukcjom płac, zadeklarowała swoją solidarność z manifestantami.

W Lizbonie do marszu "oburzonych" przyłączyli się przedstawiciele związków zawodowych oraz duża grupa nauczycieli domagających się gwarancji rocznych kontraktów w szkołach publicznych.

W stolicy kraju nie obyło się bez incydentów. Już w piątek po południu grupa młodzieży obrzuciła kamieniami policjantów patrolujących teren uniwersytetu. Policja użyła gumowych kul, aby rozpędzić młodych ludzi. W kilku miejscach miasta interweniowali strażacy, gasząc podłożony przez młodzież ogień. W sobotę nad ranem nieznani sprawcy oblali czerwoną farbą pomniki usytuowane przed wejściem do portugalskiego parlamentu.

W marszu "oburzonych" w Coimbrze uczestniczy Marinho Pinto, przewodniczący Krajowej Izby Adwokackiej. "Przyszedłem tu jako zwyczajny obywatel. Solidaryzuję się z protestującymi i żądam wyciągnięcia konsekwencji wobec tych, którzy doprowadzili nasz kraj do tak dramatycznej sytuacji. Winni są przede wszystkim politycy, przedsiębiorcy i cała tak zwana państwowa elita" - powiedział.

W Pradze manifestacja "oburzonych" przyciągnęła około 200 osób

Około 200 osób wzięło udział w sobotę w demonstracji "oburzonych" w stolicy Czech. Uczestnicy protestu w Pradze przeszli pochodem przez całe centrum miasta, przystając przed gmachem giełdy oraz pałacem prezydenckim. Nie doszło do żadnych incydentów.

Zatrzymując się przed siedzibą Praskiej Giełdy Papierów Wartościowych (BCPP) demonstranci odczytali swój list, wyrażający zaniepokojenie stanem współczesnej polityki. Według nich politycy nie reprezentują obywateli, lecz pieniądze.

Później manifestanci ruszyli w kierunku Zamku Praskiego, siedziby prezydenta Czech, gdzie ich protest dobiegł końca. Cała akcja przebiegała bardzo spokojnie. Uwagę zwracała jedynie grupa młodych ludzi z Hiszpanii, wyrażająca niezadowolenie głośnym skandowaniem.

Demonstrację w Pradze zorganizował ruch "Teraz prawdziwa demokracja", który swym protestem chciał przyłączyć się do organizowanych w sobotę na całym świecie wystąpień "oburzonych".