W efekcie nad strefą euro i USA wisi widmo japońskiej „straconej dekady” z lat 90. z zaledwie 1-proc. wzrostem PKB rocznie. W pierwszej odsłonie obecnego kryzysu w 2009 r. nastąpił spadek światowego PKB o -0,6 proc., ale w krajach rozwiniętych był on głęboki: -3,7 proc. Gospodarki wschodzące nadal rosły w tempie 2,8 proc. Aktualna prognoza MFW na lata 2011 – 2016 pokazuje wyraźnie świat dwóch prędkości, ale ogólnie brzmi optymistycznie. Wzrost ma wynieść odpowiednio 4,5 proc., 2,3 proc. oraz 6,5 proc. Prognozy są niestety sukcesywnie obniżane, a strefa euro już prawdopodobnie jest w recesji i jej PKB może spaść w całym 2012 r.
Aktualny kryzys wynika jak poprzednie z przegrzania koniunktury, której towarzyszyły przed 2008 rokiem wzrost inflacji, spekulacyjne wzrosty cen akcji i nieruchomości, bańka kredytowa i narastająca nierównowaga w bilansach handlu zagranicznego. Problem w tym, że tym razem zasięg tych zjawisk jest globalny, a ich skala znacząco większa niż kiedykolwiek w historii. Wynika to z wieloletniego odsuwania głębokich, strukturalnych problemów w czasie, m.in. poprzez ekspansywną politykę pieniężną. Jakie to problemy?
Pierwszy dotyczy pogorszenia się sytuacji demograficznej zwłaszcza w Europie i Japonii, co samo w sobie obniża potencjał rozwoju, podczas gdy USA, Indie czy Brazylia mają nadal pozytywną strukturę demograficzną.
Drugi to bankructwo modelu państwa socjalnego, zwłaszcza w greckiej postaci. Przyrost demograficzny umożliwiał finansowanie rozbudowanego systemu świadczeń socjalnych do lat 80. Kiedy społeczeństwa zaczęły się starzeć, państwa zamiast obniżyć świadczenia, sięgnęły pod dług. Niższe koszty zadłużania i wyższa wiarygodność strefy euro pozwoliły kilku krajom jeszcze przez kilka lat żyć na kredyt. Nie będzie to możliwie w przyszłości i jest to przyczyna kryzysu zadłużenia takich państw jak Grecja, Portugalia, Hiszpania czy Włochy.
Reklama
Trzeci niekorzystny trend to rozwój tzw. shadow banking oraz budowana przez blisko 20 lat olbrzymia dźwignia finansowa w sektorze bankowym. Nastąpiło to na skutek bezprecedensowej w historii ekspansji kredytowej i zaangażowania w instrumenty finansowe zabezpieczone aktywami (tzw. sekurytyzacja). System finansowy w efekcie stał się bardziej skomplikowany, mniej przejrzysty, a jego uczestnicy w mniejszym stopniu odpowiadają za swoje działania (tzw. hazard moralny), co było przyczyną kryzysu rynku kredytów hipotecznych w USA. Koszty ratowania upadających banków spowodowały z kolei kryzys zadłużenia w Irlandii oraz olbrzymi wzrost zadłużenia USA (100 proc. PKB).
Czwarte zjawisko to trwająca od wielu lat wojna walutowa, której liderem są Chiny, oraz w efekcie narastanie dużej nierównowagi w handlu międzynarodowym. Do tej listy należy dodać temat zmian klimatycznych, ale jak pokazało fiasko ostatniego szczytu w Durbanie, ten problem zostanie odsunięty w czasie.
Duża część szybkiego wzrostu w ostatnich dekadach w krajach rozwiniętych odbywała się na kredyt w tej czy innej postaci, a obecna infrastruktura prawna i instytucjonalna ładu ekonomicznego jest niedopasowana do szybko zmieniającej się rzeczywistości. Jak na razie przeciwdziałanie kryzysowi sprowadza się głównie do drukowania pieniędzy, co ma uchronić przed załamaniem system, który przypomina domek z kart. Działanie to przynosi chwilową ulgę pacjentowi, ale prawdziwe dostosowanie się tych gospodarek wymaga lat potrzebnych na odbudowę fundamentów, co oznacza mniejsze zadłużenie konsumentów i państw, odbudowanie zaufania i stabilności rynków, reformy systemów emerytalnych czy wspieranie wzrostu konkurencyjności i zrównoważenie deficytów handlowych.
Z jednej strony jest szansa, że obecny kryzys będzie miał łagodniejszy przebieg niż w czasach depresji gospodarczej, ale za to może trwać wiele lat, potrzebnych na głęboką przebudowę systemu gospodarczego i stworzenie nowego ładu ekonomicznego, który niewątpliwie wyłoni się po kryzysie. Przykładem jest sektor bankowy, w którym normy Bazylei III wprowadzają nowy ład regulacyjny.
Dla Polski aktualna sytuacja oznacza zagrożenie, ale również szansę na zmiany, które w długim terminie mogą podnieść naszą stabilność i konkurencyjność. Głównie te dwa czynniki zadecydują o przyszłej pozycji naszej gospodarki na świecie.