Z najnowszych danych urzędu statystycznego w Pekinie wynika, że w miastach – położonych w przeważającej części na wschodzie kraju – mieszka już prawie 691 mln osób; to ponad dwa razy więcej, niż wynosi liczba mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Z pracy na wsi, podali pekińscy rachmistrzowie, utrzymuje się już tylko 656,5 mln Chińczyków.
Te suche dane nie obrazują ogromnej dynamiki zmian. Jeszcze w 1949 roku, gdy rządy w najludniejszym państwie świata przejmował Mao Zedong, liczba Chińczyków żyjących na wsi wynosiła 89 proc. całej populacji. W latach 70., gdy Deng Xiaoping rozpoczynał zrzucanie komunistycznego gorsetu nałożonego przez poprzednika – 81 proc. W ciągu kolejnych czterech dekad, w tym dwóch ostatnich naznaczonych flirtem z kapitalizmem, liczba ta w 2010 roku zmalała do zaledwie 50,05 proc. – Postępująca urbanizacja stanowiła i wciąż stanowi główny motor napędzający rozwój gospodarki – powiedział agencji Bloomberg Chang Jian, ekonomista z Barclays Capital w Hongkongu.
>>> Czytaj też: Chiny, czyli mocarstwo biedy
Jednak i w tej strategii rozwoju zachodzi spora zmiana, którą wymusiła zwiększająca się z roku na rok liczba miastowych. Jeszcze do niedawna władze tworzyły miasta przy wielkich zakładach przemysłowych, bo przyrost PKB gwarantował eksport surowców i towarów nieprzetworzonych. Jednak Chiny bardzo mocno odczuły zależność od zagranicznych rynków, gdy Zachód popadł w 2008 roku w recesję. Kompartia postanowiła wówczas przestawić tory gospodarczego rozwoju na wewnętrzny popyt. Ale nie da się tego zrobić bez silnej i licznej klasy średniej. W ten sposób uruchomiła procesy, nad którymi może nie zapanować.
Reklama
Dziś chińskie miasta przeobrażają się w centra usług finansowych i handlowych oraz stają się zapleczem dla firm z branży nowych technologii. Przenoszą się do nich młodzi i ambitni ludzie, którzy nie znają biografii Mao Zedonga i nie czytają czerwonych książeczek, ale chcą dużo zarabiać i wydawać pieniądze. To w Chinach najszybciej na świecie zwiększa się liczba miliarderów – obecnie 271, która ustępuje jedynie USA (ponad 400). Za kilka, kilkanaście lat miastowi mogą rzucić wyzwanie komunistom i zmusić ich do oddania władzy.
Ale to niejedyne zagrożenie dla KPCh – władze nie mają pomysłu na rozwój wsi, co powoduje tylko rosnącą frustrację wśród chłopów, którzy przez lata byli fundamentem komunistycznej władzy. Bo o ile, według oficjalnych danych, w ubiegłym roku mieszkaniec miasta zarobił średnio ok. 21.8 tys. juanów (3,5 tys. dol.), to wieśniak zaledwie 6,9 (1,09 tys. dol.).