Francja ma dwa lata na uniknięcie katastrofy i problemów podobnych do włoskich. Przedsiębiorcy oczekują reform i nie wierzą w obecny model socjalny. Dlatego przed wyborami popierają urzędującego prezydenta.
Ich zdaniem daje on cień szans na oszczędności. Spełnienie obietnic wyborczych socjalistów to scenariusz włosko-grecki – czyli utrata zaufania rynków do Francji. Jakby tego było mało wczoraj Hollande zaproponował 75-proc. podatek dochodowy dla najbogatszych Francuzów zarabiających powyżej miliona euro rocznie. Tym samym jeszcze bardziej zniechęcił do siebie biznes.
– Paryż musi pójść śladem Włoch Maria Montiego, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii, wprowadzając plany oszczędnościowe – uważają paryscy ekonomiści i przedsiębiorcy. Dodają, że jako jedyna duża gospodarka Europy Francja pozostaje na marginesie reform.
Reklama
– Nasz problem jest podobny do włoskiego. Mamy mały potencjał wzrostu – uważa przewodniczący Rady Analiz Ekonomicznych (CAE) Christian de Boissieu. To on kieruje zespołem 35 ekonomistów, którzy przygotowują strategię reform dla francuskiego premiera. – Podczas gdy potencjał wzrostu USA wynosi 2 – 2,5 proc. rocznie, a Chin 8 proc., we Francji spadł on do 1 proc. A potrzeba dwa razy więcej, aby zacząć redukować bezrobocie – mówi DGP de Boissieu.
We Francji bez pracy pozostaje już prawie 2,9 mln osób, a rosnące wydatki socjalne i spadające zyski przedsiębiorstw powodują narastanie długu. Tylko w ciągu pięciu lat rządów Nicolasa Sarkozy’ego urósł on aż o 500 mld euro, do 1,7 bln. Aby obsłużyć tak duże zobowiązania, kraj co roku musi pożyczyć na rynkach przynajmniej 360 mld euro. Wystarczy, że inwestorzy stracą zaufanie do wiarygodności Paryża i będą się domagać większej premii za ryzyko zakupu francuskich obligacji, a kraj wpadnie w pętlę zadłużenia. Podobnie jak niedawno Rzym. Taki scenariusz to dla Europy katastrofa.
Laurence Parisot, przewodnicząca zrzeszającej francuskie firmy organizacji MEDEF, nie ma złudzeń: model socjalny w wersji francuskiej się skończył. Jej zdaniem winny jest ogromny ciężar państwa socjalnego, który pochłania aż 56 proc. PKB, poza Danią najwięcej w całej Unii Europejskiej. – O ile w Niemczech podatki i świadczenia, które płacą szefowie firm, odpowiadają 15 proc. PKB, to we Francji jest to aż 24,5 proc. PKB – mówi DGP Parisot.
Obciążenia fiskalne i sztywne regulacje powodują, że francuskim firmom nie opłaca się rozwijać powyżej pewnego progu. Jeśli mają więcej niż 49 pracowników, muszą się zgodzić na współdecydowanie o losach firmy przez radę pracowniczą. Czekają ich także dodatkowe obciążenia fiskalne. – Właśnie dlatego Francja praktycznie nie ma firm średniej wielkości – dodaje Parisot.
O potencjale wzrostu kraju decydują: przyrost demograficzny, wielość pracy dostarczonej przez każdego pracownika z trakcie całego życia zawodowego oraz wzrost wydajności pracy. – O ile w tym pierwszym punkcie radzimy sobie nieźle, w pozostałych – fatalnie – uważa Christian de Boissieu.
Choć Sarkozy rozpoczął reformę systemu emerytur (przesunięcie z 60 do 62 lat wieku odpoczynku) oraz ograniczył system 35-godzinnego tygodnia pracy (nadgodziny nie są już opodatkowane), Francuzi są jednym z narodów Europy, który wypoczywa najwięcej.
Aby powstrzymać rosnące bezrobocie i dług, konieczne jest radykalne odchudzenie sektora publicznego, tak aby jego wydatki sprowadzić najwyżej do 48 proc. PKB. To oznaczałoby cięcie rocznych wydatków o 7 – 8 proc. PKB, przynajmniej o 170 mld euro. A więc ograniczenie osłon socjalnych i administracji w nie mniejszej skali, niż to robią Mario Monti, David Cameron czy premier Hiszpanii Mariano Rajoy.
Nad Sekwaną bez pracy jest w tej chwili prawie 2,9 mln osób

Na pewno nie będziemy żyli złudzeniami

Valerie Pecresse, minister ds. budżetu Francji
Szef doradców ekonomicznych Nicolasa Sarkozy’ego uważa, że bez odchudzenia państwa do poziomu porównywalnego z Niemcami francuska gospodarka nie ruszy z miejsca.
Cięcia już zaczęliśmy. W ubiegłym roku, po raz pierwszy od 1945 roku, budżet Francji przestał – w liczbach bezwzględnych – rosnąć. Od 2010 roku udało nam się ograniczyć deficyt budżetowy o 52 mld euro, z czego połowę poprzez zmniejszenie wydatków. Jeśli Nicolas Sarkozy wygra wybory, do 2016 roku ograniczymy wydatki publiczne o 70 mld euro rocznie i jednocześnie podwyższymy dochody fiskalne o 40 mld euro rocznie. W ten sposób uda nam się całkowicie zlikwidować deficyt budżetowy. Sektor publiczny zostanie ograniczony o 3,5 pkt proc., do 52,5 proc. PKB.
W jakich obszarach będą oszczędności?
Przede wszystkim tniemy wydatki administracji. Kontynuujemy politykę zastępowania tylko co drugiego urzędnika przechodzącego na emeryturę. Do 2015 roku zamierzamy także zlikwidować deficyt systemu ubezpieczeń zdrowotnych poprzez obniżenie cen usług szpitalnych i wielkości refundacji leków. Jednocześnie zamierzamy zmienić konstytucję tak, aby rząd mógł ograniczyć wydatki władz lokalnych, które w ostatnich latach bardzo szybko rosły.
Inny pomysł na Francję mają socjaliści.
Ich plan nie tylko nie zakłada ograniczenia wydatków państwa, ale zamierza je zwiększyć o 20 mld euro rocznie. W szczególności chodzi o cofnięcie naszej reformy emerytalnej i pozwolenie Francuzom na otrzymywanie świadczeń od 60. roku życia. To storpeduje nasz zamiar zrównoważenia systemu wydatków emerytalnych do 2018 roku. Socjaliści chcą też zwiększyć liczbę urzędników. W szczególności tworząc 60 tys. nowych etatów w szkolnictwie. To igranie z ogniem, które może doprowadzić do utraty zaufania inwestorów co do stabilności finansowej kraju.
Czy Sarkozy nie wpadł we własną pułapkę przez lata, przekonując Francuzów, że kondycja ich kraju jest o wiele lepsza niż Włoch czy Hiszpanii, a radykalne środki nie są konieczne?
Tak nam się wydawało jeszcze w latach 2009 – 2010, bo kryzys finansowy uderzył we Francję z mniejszą siłą niż w kraje południa Europy. Ale teraz coraz więcej Francuzów widzi, co się dzieje w Grecji, Hiszpanii, Włoszech. Widzi też, że Niemcy od lat rezygnowali z indeksacji płac. I zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Zgadzam się, że te wybory pokażą, czy Francja wciąż żyje w XX wieku i ułudzie utrzymywania nadmiernych wydatków. Czy też jest już w XXI wieku i wie, że świat się zmienił.
ikona lupy />
Valerie Pecresse minister ds. budżetu Francji Bloomberg / DGP