Facebook momentalnie zaczął huczeć o kryzysie social mediowym tego znanego polityka: nie tylko może stracić profil fanowski z ponad 16 tysiącami obserwatorów, ale także wydało się, że nie płaci za usługi. Szybko jednak okazało się, że „Janusz Palikot” wcale nie jest profilem Janusza Palikota. A przynajmniej nie jest profilem oficjalnym i współpracownicy Palikota się do niego nie przyznają. – Oficjalny to „Ruch Poparcia Palikota”, który na zlecenie tej partii wraz z moją agencją założyłem jesienią 2010 roku i przez blisko rok prowadziliśmy go dla RPP – mówi nam Szymon Kukanow. – Rozstaliśmy się kilka miesięcy temu, ale nie ze względu na niepopłacone rachunki, a po prostu dlatego, że partia uznała, że sama woli zadbać o swój wizerunek w sieci – dodaje Kukanow.
To samodzielne dbanie zaowocowało, jak widać, tym, że oprócz profilu oficjalnego (zresztą z liczbą blisko 85 tysięcy fanów jednego z najpopularniejszych politycznych fan page’sn) doczekał się także kopii, która narobiła sporych kłopotów wizerunkowych. Podobny los spotkał niedawno także fan page Janusza Korwin-Mikkego. Niespodziewanie Jerzy Wasiukiewicz, znany rysownik, objawił się jako jego administrator i ogłosił, że Kowin-Mikke po półtora roku współpracy zrezygnował z jego usług i od tej pory nie będzie już (anonimowo i za darmo) prowadził tej strony fanowskiej.
Ale e-wpadki Palikota i Korwin-Mikkego to wcale nie są wyjątki. Jak wynika z analizy Instytutu Spraw Publicznych, choć coraz więcej polityków stara się korzystać z potencjału mediów społecznościowych, to tak naprawdę niespecjalnie dobrze sobie z tym radzą. Nawet jeżeli mają swoje profile, to rzadko angażują się w dyskusje z wyborcami, zaliczają liczne wpadki i tak naprawdę nie rozumieją, że social media polegają na interakcji. Jedynie 13 proc. pytań zadanych przez badaczy z ISP za pośrednictwem Facebooka do polityków doczekało się odpowiedzi.
Reklama