Jedną z głównych przyczyn utrzymywania się względnego optymizmu polskich przedsiębiorców może być to, że nadal spore wzrosty mają producenci dóbr szybko zbywalnych: artykułów spożywczych, chemikaliów, w tym środków czystości, urządzeń elektrycznych, choć także maszyn i urządzeń czy wyrobów z metali. Do tego polscy producenci, przede wszystkim z branży spożywczej, zaczynają aktywnie szukać rynków zbytu poza strefą euro. – Teraz potencjał widzimy w Indonezji i Chinach. Tam wybudujemy zakłady, na każdy wydamy po 10 mln euro. Indonezja to kraj, gdzie żyje 240 mln osób, z których ponad 90 proc. to muzułmanie. To dla nas ogromna szansa, by zaistnieć z naszymi kurczakami. Spodziewamy się marży na produktach rzędu 15 proc. – mówi Konrad Pazgan, wiceprezes Grupy Konsol. Firma rozwija także sprzedaż w
Wielkiej Brytanii, Czechach, na Słowacji i Węgrzech, bo jak przyznaje wiceprezes w Polsce, jest zadowolony, gdy uzyskuje marże na poziomie 1 – 3 proc. Andrzej Pieczonka, radca Ambasady RP w Szanghaju, mówi, że w Chinach jest spore zapotrzebowanie np. na drób i mięso wieprzowe. To właśnie na Azję coraz śmielej patrzą polscy producenci. – Na rynku malezyjskim rośnie zainteresowanie produktami mlecznymi oraz wołowiną, drobiem, a nawet wieprzowiną – przyznaje Artur Dąbkowski, radca Ambasady RP w Kuala Lumpur. Podkreśla, że szanse w Malezji mają też firmy produkujące żywność luksusową: – twarde sery, produkty organiczne, napoje owocowe, naturalne, wolno dojrzewające wędliny, miody, ziołomiody itp. Ale na te produkty jest duży popyt niemal w całej Azji. No to po co nam Europa?