"Dlatego co do zasady je popieramy. Uważamy, że najlepszy wariant byłby taki, że środki z tych euroobligacji mogłyby być inwestowane we wszystkich krajach UE, ale najważniejsze jest, aby przejść od kryzysu do rozwoju, od kryzysu do wzrostu gospodarczego. I tu uważamy, że dobrze skonstruowane euroobligacje mogą bardzo pozytywnie do tego się przyczynić" - powiedział minister, który uczestniczy Europejskim Kongresie Finansowym w Sopocie.

Dyrektor L'Observaroire de la Finance prof. Paul H. Dembiński powiedział PAP, że w agendach wielu międzynarodowych instytucji finansowych znajduje się finansowanie projektów infrastrukturalnych.

"Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli tu są projekty, które mają mieć w średnim okresie będą zarówno rentowne, jak i będą przyczynkiem do wzrostu gospodarczego, to może mieć sens. Trzeba jednak szalenie uważać, bowiem takie obligacje będą zwiększać dług publiczny. Wolałbym, żeby to było zrobione w inny sposób" - powiedział.

Wskazał, że np. fundusze emerytalne, które dysponują olbrzymią gotówką, mogłyby finansować takie projekty. "Czy te pieniądze muszą przechodzić przez euroobligacje? Myślę, że ten proces mógłby się zamknąć bez pośrednictwa euroobligacji. Można by uniknąć obciążania budżetów publicznych - mimo że są międzynarodowe - długiem, w sytuacji, gdy w funduszach leżą żywe pieniądze. Jestem zwolennikiem finansowania projektowego zamiast budowania kolejnej instytucji, która będzie powiększała dług" - dodał.

Reklama

PE i duńska prezydencja porozumiały się we wtorek ws. obligacji finansujących duże projekty infrastrukturalne w UE, które mają wesprzeć wzrost gospodarczy. Na razie chodzi o projekt pilotażowy, na który przeznaczone będzie 230 mln euro z budżetu Unii.

Porozumienie, które osiągnęli sprawozdawcy europarlamentu i duńska prezydencja w imieniu rządów, wymaga jeszcze formalnego zatwierdzenia zarówno przez Parlament Europejski (głosowanie w lipcu), jak i Radę UE.

Komisja Europejska proponuje, by tzw. obligacje projektowe służyły finansowaniu kluczowych projektów infrastrukturalnych w UE; miałyby być powiązane z nowym funduszem infrastrukturalnym w budżecie UE po 2014 r. Gwarancje przy użyciu 230 mln euro z obecnego budżetu na lata 2007-13 w powiązaniu z pożyczkami EBI i sektorem prywatnym mogłyby zaowocować, jak wyliczyła KE, inwestycjami na sumę łącznie 4,6 mld euro.

Czym są euroobligacje?

Pomysł euroobligacji w uproszczeniu oznacza, że kraje strefy euro, zamiast indywidualnie zadłużać się na rynkach, emitowałyby przynajmniej częściowo wspólne papiery dłużne. Dzięki temu, kraje Północy, uważane za bezpieczne, jak Niemcy, Holandia czy Finlandia, użyczyłyby swojej wiarygodności mniej bezpiecznym krajom Południa.

Komisja Europejska przedstawiła pod koniec listopada tzw. Zieloną Księgę, czyli otwierający debatę o euroobligacjach dokument przedstawiający różne opcje, a nie projekt legislacyjny. Komisja wskazuje na trzy warianty, z czego dwa wymagają zmiany traktatu UE.

Spośród trzech wariantów "najbardziej skuteczny" - zdaniem KE - to zastąpienie wszystkich narodowych obligacji emitowanych przez "17" nowymi, wspólnymi, które korzystałyby ze wspólnych gwarancji. Ta opcja wymagałaby stworzenia jednej, wspólnej agencji dłużnej. Ale oznaczałaby największe ryzyko "pokusy nadużyć (z ang. moral hazard) w krajach, które ponoszą dziś znacznie wyższe koszty obsługi długu i które zyskałyby łatwiejszy dostęp do pożyczek - ostrzega KE.

Drugi wariant to stworzenie wspólnie gwarantowanych euroobligacji, ale tylko dla części wspólnego długu. Kraje kontynuowałyby emisję narodowych obligacji. Opcja ta - podobnie jak pierwsza - wymaga zmiany traktatu, gdyż obecny Traktat z Lizbony nakazuje, by każdy kraj sam był odpowiedzialny za swe zobowiązania finansowe.

Trzeci zaproponowany przez Komisję wariant nie wymaga zmiany traktatu. Chodzi także o stworzenie wspólnych obligacji stabilizacyjnych tylko częściowo zastępujących obligacje narodowe. Nie cieszyłyby się one jednak wspólnymi gwarancjami. Każdy kraj musiałby zapewnić gwarancje odpowiednie do wysokości swojego udziału w długu.