Parę dni wcześniej do niewiele lepszych wyników (5 mld euro strat) przyznał się największy francuski koncern samochodowy – Peugeot. Accor, największa we Francji sieć hoteli, znana z takich marek jak Ibis czy Sofitel, zakończyła 2012 r. ze stratą 600 mln euro. A Danone, lider na rynku żywności, choć strat nie miał, musiał ogłosić plan zwolnienia co dziesiątego pracownika, by dotrzymać kroku rywalom.

Przestraszeni wysokim bezrobociem i przytłoczeni rekordowymi podatkami francuscy konsumenci nie chcą już kupować nowych aut czy zaciągać kredytów. Szukanie klientów za granicą nie jest zaś dla francuskich koncernów łatwe, bo ich koszty działania są wyższe niż rywali z Niemiec. Mszczą się też błędy popełnione po poszerzeniu UE na Wschód.

Niemieckie koncerny zrozumiały wówczas, że nie wytrzymają konkurencji zza Odry, gdy idzie o montaż czy wytwarzanie podstawowych podzespołów: różnica w płacach jest na to zbyt duża. I zaczęły na masową skalę przenosić na Wschód te właśnie elementy produkcji. We Francji proces był odwrotny. Straszenie „polskim hydraulikiem” było częścią kampanii przeciwko delokalizacji produkcji.

Konserwatywny prezydent Nicolas Sarkozy obiecał koncernom Peugeot i Renault pożyczki od państwa pod warunkiem, że utrzymają montaż aut w ojczyźnie. Zwlekać z reformami nad Sekwaną już się nie da. Żaden bank nie będzie kredytował ponoszących tej skali straty firm bez gwarancji, że wyjdą one na prostą. Także w budżecie nie ma już środków na wsparcie: dług państwa (90 proc. PKB) jest na to zbyt duży. Zmiany będą jednak wyjątkowo bolesne, bo Francja przespała najlepszy okres na ich przeprowadzenie.

Choć odchudzanie firm ma się zacząć, już teraz bezrobocie jest porównywalne z Polską, krajem pozostającym przecież na dorobku. Francuskie firmy dopuściły także do przejęcia rynku przez zagranicznych rywali, jak Volkswagen. Odbicie od nich udziałów w sprzedaży będzie teraz o wiele trudniejsze niż rywalizowanie na równi z równym. Przykład Niemiec pokazuje jednak, że to zadanie jest absolutnie w zasięgu możliwości Francji. W końcu jeszcze 10 lat temu nasz zachodni sąsiad był uważany za „chorego człowieka Europy”, dziś jest przykładem do naśladowania. W 2023 r. tak samo może być z Francuzami. Pod warunkiem że przeprowadzą reformy.