Bank Anglii twierdzi, że ma dostatecznie wiele atutów, żeby podpisać porozumienie z Ludowym Bankiem Chin w sprawie wymiany walut jako pierwszy z grona krajów G7. Umowa pozwoli centralnemu bankowi Anglii na dostawę do banków komercyjnych co najmniej 400 mld juanów (64 mld dolarów), czyli niemal tyle samo, co w przypadku Hongkongu – podkreśla Gao Qi, strateg rynkowy Royal Bank of Scotland w Singapurze.
Obroty na rynku walutowym w Londynie sięgają kwoty 4 bln dolarów dziennie. Światowe centrum tego handlu w stolicy Wielkiej Brytanii rozszerza powiązania z drugą gospodarką globu po tym, jak sprzedaż za granicę obligacji denominowanych w juanach zwiększyła się 11-krtotnie do 174 mld juanów poczynając od 2009 roku, a handel walutą w Londynie wzrósł trzykrotnie.
>>> Czytaj również: Gospodarka Chin: stan kraju w momencie przekazania władzy
„Znajdujemy się na początku wielkiej podróży” – mówi Philippe Lintern, jeden z szefów bankowości hurtowej w Europie ze Standard Chartered, drugiego banku na Wyspach po HSCBC Holdings –“To najbardziej ekscytująca sprawa, która wydarzy się w całej mojej karierze i prawdziwa rewolucja na rynku finansowym”.
Swapy pozwolą Bankowi Anglii na dostawy juanów dla importerów i innych użytkowników, kiedy występuje brak waluty. Ten system bezpieczeństwa będzie miał „bardzo silny efekt psychologiczny” dla umocnienia zaufania w handel juanem – podkreśla Lintern.
Od rozpoczęcia w 2009 roku przecz Chiny pilotażowego programu umożliwiającego rozliczenia w juanach transakcji międzynarodowych, udział handlu w juanach wzrósł do 9 proc. z zaledwie 1 proc. – wynika z danych Ludowego Banku Chin. Do 2015 roku jedna trzecia transgranicznego handlu będzie rozliczana w juanach, który po dolarach i euro stanie się trzecią najczęściej używaną walutą w światowym handlu.
Na Wielką Brytanię przypada około 46 proc. globalnego handlu walutami – wynika z raportu Banku Rozliczeń Międzynarodowych BIS. Dopiero na drugim miejscu i w sporej odległości znajdują USA z 24-proc. udziałem w handlu, dalej plasuje się Francja (7 proc.) i Singapur (3 proc.).
>>> Polecamy: Prawdziwe wojny walutowe nie istnieją