Chociaż papież Franciszek ma europejskie korzenie, to wywodzi się z Nowego Świata i w tym sensie stanowi symboliczny pomost, potwierdzając kierunek, w którym Kościół zdąża od dłuższego czasu.
Jak na księcia Kościoła daleko mu do wystawnego stylu. Nie żyje w pałacu biskupim, lecz w mieszkaniu. Z limuzyny z szoferem zrezygnował. Do pracy woli jeździć autobusem. Posiłki gotuje sobie sam.
Jest więc jednym z niewielu ludzi Kościoła na wysokim stanowisku, który wysyła wyraźny sygnał, że przepych i nadmiar nie przystoją hierarchom. Jego przeciwnicy widzą w tym zwykły populizm. Gdyby podobne zasady wprowadził w Watykanie, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją.
Jeśli można już w tej chwili wyciągać jakieś wnioski na temat kształtu tego pontyfikatu, to ta jedna rzecz narzuca się jako oczywista. To będzie papież, który kwestie biedy i zrównoważonego rozwoju uczyni swoim absolutnym priorytetem.
Kiedy Argentyną targał kryzys finansowy, swoimi wystąpieniami zapracował na wizerunek obrońcy biednych. Argentyńskie doświadczenia może chcieć wykorzystać w przyszłej pracy pasterskiej i uczynić jedną ze sztandarowych spraw pontyfikatu. Tym bardziej że za jego poprzednika ta kwestia znalazła się w cieniu.
Argentyński rzecznik biedoty Jorge Mario Bergoglio urodził się w 1936 r. w Buenos Aires. Jego ojciec był robotnikiem kolejowym i włoskim imigrantem z okolic Turynu. Przyszły papiez miał czworo braci i sióstr. Początkowo chciał zostać chemikiem, ukończył nawet odpowiednie studia i uzyskał stopień naukowy. Ostatecznie w 1958 r. wstąpił do zakonu jezuitów. Wyświęcony na księdza 13 grudnia 1969 r., zrobił zawrotną karierę w strukturach zakonu. Już w latach 1973–1979 pełnił funkcję prowincjała zakonu w Argentynie, a w 1980 r. został rektorem swojego seminarium. Funkcję arcybiskupa Buenos Aires pełnił od 1998 r., kardynałem został mianowany trzy lata później.
Lata posługi kapłańskiej przypadły na rządy wojskowej junty w Argentynie i czasy niebywałej popularności w Ameryce Południowej tzw. teologii wyzwolenia, doktryny, która zakładała polityczne zaangażowanie duchownych.
Bergoglio był temu zjawisku przeciwny i raczej starał się napominać podległych sobie, że rolą księdza jest bycie kapłanem, a nie politycznym przewodnikiem.
Koniec świata, jak określił miejsce, w którym znaleźli go kardynałowie, nie jest aż tak odległy, jakby się mogło wydawać. To raczej katolickie centrum świata. Być może w przyszłości działalność misyjna w Afryce i Chinach sprawi, że ciężar katolicyzmu przesunie się w tamtą stronę. Młody kontynent to bezcenny kapitał dla Kościoła, który w Europie przegrywa demograficzną walkę. Papież z tego regionu, zgodnie z przewidywaniami, może tę sprawę tylko polepszyć.
Chociaż niektórzy widzą go jako mediatora pomiędzy kościelnymi konserwatystami a liberałami, to jednak nie ma najmniejszych wątpliwości, że to nie jest papież, na którego czekali zwolennicy poluźnienia norm obyczajowych.
W kwestiach seksualności jest absolutnym ortodoksem – przeciw aborcji, antykoncepcji i małżeństwom jednopłciowym. Kiedy w 2010 r. stwierdził, że adopcja dzieci przez pary gejowskie to forma dyskryminacji, upomniała go prezydent Cristina Kirchner. Z drugiej strony niejednokrotnie wyrażał współczucie dla chorych na AIDS.
Konserwatyzm nie oznacza też, że jest ślepy na problemy. Niechęć księży do chrzczenia dzieci z nieprawego łoża nazwał neoklerykalizmem. 76-letni Ojciec Święty ponad doktrynę będzie więc cenił przede wszystkim zdrowy rozsądek.

Pierwszy Franciszek w Kościele

Zwyczaj przyjmowania przez papieży imion pojawił się wraz z wybraniem na Ojca Świętego Mercuriusa w 536 roku naszej ery. Jego świeckie imię pochodziło od pogańskiego bóstwa, co dla najwyższego hierarchy Kościoła chrześcijańskiego było niezręczne. Dlatego Mercurius przyjął imię Jan II (w latach 523526 był papież Jan – teraz nazywany Janem I). Ostatnim biskupem Rzymu, który posługiwał się swoim imieniem z chrztu świętego, był Marcelyn II. Z kolei papież Jan Paweł I był pierwszym, który zdecydował się na przybranie podwójnego imienia.

Najpopularniejszym imieniem obieranym przez papieży był Jan. W historii Kościoła było 21 papieży, którzy nosili to imię. Dwa następne pod względem częstotliwości wybierania to Benedykt i Grzegorz. Każde z nich nosiło 16 papieży. Dalej jest Klemens (14 papieży), Innocenty (13), Leon (13), Pius (12) i Stefan (9). Mniej popularne to Anastazy, Eugeniusz, Sergiusz, Honoriusz (każdy po 4 papieży). Listę zamykają imiona, które obierano tylko raz. W tym Franciszek.

Imię papieskie ma głęboką symbolikę. Wybór nowego miana to odpowiedź na pierwsze pytanie, jakie otrzymuje nowo wybrany papież. Benedykt XVI mówił, że wybrał swoje imię dlatego, że wzorem był mu Benedykt XV, który przeprowadził Kościół przez zawieruchę I wojny światowej.

Franciszek to imię z tradycją w Kościele. Święty Franciszek z Asyżu jest jednym z największych katolickich świętych. Nie uznawał trendów epoki, które starały się wtłoczyć wiarę w ramy rozumu. Model jego życia i wiary, prostego i skromnego, przeciwstawia się czasem bardziej racjonalnemu modelowi innych świętych epoki średniowiecza, tj. św. Tomasza z Akwinu. Przez wybór takiego imienia nowy papież może chcieć powiedzieć, że nastał czas religijności wyciszonej i skromnej.

Przed wyborem papieża na nieoficjalnej giełdzie imion pojawiało się kilka typów, w zależności od tego, co nowy papież chciałby osiągnąć w ramach swojego pontyfikatu. Stawiano między innymi na kolejnego Leona, co by nawiązywało do papieża Leona XIII, autora ważnej z punktu widzenia społecznej nauki Kościoła – encykliki Rerum Novarum. Wybór imienia Jan mógłby nawiązywać do papieża Jana XXIII, który zwołał sobór watykański II. Śmiałym wyborem byłby Celestyn, w nawiązaniu do Celestyna V, ostatniego papieża, który zrezygnował z tej funkcji w 1294.