Banki toczą w Chinach zaciętą walkę o portfele klientów. Państwo Środka to najszybciej rozwijający się rynek kart kredytowych na świecie. Banków nie zraża fakt, że przypadki niewypłacalności wzrosły trzykrotnie w okresie ostatnich 4 lat, a zyski są wciąż iluzoryczne.

Karty kredytowe to obszar zdecydowanego wzrostu, ale także pole bitwy dla banków w Chinach” – twierdzi Rainy Yuan, analityk tajwańskiej firmy Masterlink Securities rezydujący w Szanghaju – „Niektóre z nich mogą nigdy nie odnotować zysków, ale muszą dołączyć do konkurencji, gdyż jest to najbardziej skuteczna metoda na zdobycie depozytów i klientów dla innych usług finansowych”.

Do rywalizacji przystąpiły także globalne firmy - w tym Citigroup, który jako pierwszy amerykański bank otrzymał w zeszłym roku zgodę na wydawanie własnych kart w Chinach - i HSBC Holdings, które chcą przejąć swój udział w rynku od dobrze okopanych konkurentów, takich jak Industrial & Commercial Bank of China, czwartego największego emitenta kart na świecie.

Liczba kart kredytowych w Chinach zwiększyła się trzykrotnie w ciągu minionych pięciu lat do 331 mln egzemplarzy. Firmy chcą sięgnąć po oszczędności gospodarstw domowych szacowane na 43,6 bln juanów (7 bln dolarów), co jest kwotą większą od połączonych PKB Niemiec i Brazylii. W zeszłym roku w drugiej gospodarce świata wydano w sumie 46 mln kart kredytowych, czyli o 16 proc. więcej niż pod koniec 2011 roku.

Reklama

„Te liczby mogą być jeszcze większe” – mówi Ling Hai, prezydent MasterCard na Chiny – „Istnieje wiele możliwości, które zwiększają się wraz z rozwojem gospodarki, wzrostem dochodów oraz akumulacją majątków”.

Według Nilson Report, w USA liczba kart kredytowych wzrosła o 3,4 proc. do 536,6 mln, zaś kart debetowych zwiększyła się o 8,7 proc. do 560 mln. Natomiast w Chinach na jedną kartę kredytową przypada 10 kart debetowych.

Ponieważ banki w Chinach nie mogą konkurować poprzez obniżanie odsetek - ustalił je rząd na poziomie 18 proc. - muszą się czymś wyróżniać oferując np. portfele, czy kawę Starbucks.

Detaliści płacą bankom za używane kart kredytowych przez klientów od zera procent w przypadku szkół i szpitali publicznych do stawki 1,25 proc. przy cenach za rozrywkę i wyżywienie. W USA od detalistów pobiera się około 2 proc. wartości transakcji.