Obniżki stóp procentowych, jakich od listopada dokonała Rada Polityki Pieniężnej, na razie nie przynoszą oczekiwanego efektu. Zmniejsza się skłonność do oszczędzania – ale tylko w bankach. Według wstępnych danych Narodowego Banku Polskiego na koniec maja gospodarstwa domowe trzymały w nich 526,8 mld zł – o 2,7 mld zł mniej niż miesiąc wcześniej. Żaden z ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, nie wiąże majowego spadku depozytów ze wzrostem wydatków konsumpcyjnych, który mógłby ożywić produkcję, przyspieszyć tempo wzrostu gospodarczego i z czasem spowodować podwyżki płac.
Z drugiej strony niska cena kredytu nie przekłada się na wzrost akcji kredytowej. Sam bank centralny sytuację na rynku kredytowym nazywa stagnacją. Kredyty dla gospodarstw domowych co prawda wzrosły w maju o około 7 mld zł – ale głównie przez osłabienie złotego. Realny wzrost wyniósł tylko 2,4 mld zł.
Jarosław Janecki, ekonomista Societe Generale, mówi, że polityka niskich stóp na razie jest mało skuteczna, bo banki komercyjne są nadal bardzo ostrożne przy pożyczaniu pieniędzy. A Polacy wolą inaczej lokować oszczędności, niż je wydawać, bo ciągle uważają, że najgorsze może być jeszcze przed nimi. Sytuacja na rynku pracy jest zła, a perspektywy nie najlepsze. Poprawie nastrojów nie sprzyja na przykład polityka fiskalna – choćby zamrożenie płac w budżetówce czy zapowiedzi utrzymania wysokiego VAT w przyszłym roku przy braku waloryzacji progów podatkowych w PIT. – W sumie oznacza to zwiększenie obciążeń fiskalnych. Tym, co może pomóc, jest utrzymywanie się niskiej inflacji, co zwiększy dochód realny do dyspozycji – mówi Janecki.
Konsumenci wyjmują pieniądze z banków, bo trzymanie ich tam coraz mniej się opłaca. Na szczegółowe dane trzeba jeszcze poczekać, ale można zakładać, że to przede wszystkim skutek zamykania terminowych lokat. To zjawisko widoczne było już w kwietniu, kiedy to klienci banków zlikwidowali depozyty na 7,5 mld zł, lwią część tych pieniędzy zostawiając jednak na rachunkach bieżących.
Reklama
NBP ocenia, że duża część odpływu trafiła do funduszy inwestycyjnych. TFI mają dobry okres – od kilku miesięcy notują dodatnie salda umorzeń i wpłat. NBP uważa, że w maju klienci wpłacili im 1,5–2 mld zł. Inna teoria: Polacy przerzucają się z tradycyjnych lokat na strukturyzowane, chroniące kapitał i dające szansę na większy zysk dzięki inwestowaniu części pieniędzy w bardziej ryzykowne aktywa, np. w waluty.
Michał Sadrak, analityk Open Finance, twierdzi, że do uszczuplenia depozytów mogła się też przyczynić oferta obligacji detalicznych przez Orlen. Spółka sprzedała pod koniec maja papiery za 200 mln zł, przy czym większość trafiła do dużych inwestorów. Obligacje Orlenu oferują sześciomiesięczny WIBOR plus 1,5 pkt proc. marży – w sumie 4,2 proc. w skali roku. Stopy zwrotu z funduszy obligacji (bo te ciągle cieszą się największym zainteresowaniem) za ostatnich 12 miesięcy to średnio ponad 6 proc. A średnie oprocentowanie nowych depozytów, jakie oferowały banki w kwietniu, wynosiło 3,1 proc. – Jest pewne, że dane o spadku depozytów skłonią banki do reakcji. Może zmniejszą tempo obniżania oprocentowania – mówi Sadrak.
Czy pieniądze, które klienci przelali z banków do funduszy, zostaną tam na długo? Niekoniecznie. Sadrak zwraca uwagę, że oszczędzający nie lubią zamrażać swoich środków na zbyt długi czas. Około 80 proc. bankowych lokat to, jak mówi analityk, trzymiesięczne depozyty. – Co piąta złotówka oszczędzana w bankach trafia na dłuższe lokaty: 6–12 miesięcy – mówi. Z tego wniosek, że potencjał do wzrostu konsumpcji istnieje, potrzebny jest tylko impuls. Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium sądzi, że takim impulsem może być np. spadek bezrobocia. – Pierwsze symptomy poprawy sytuacji już są. Konsumenci w badaniach koniunktury nie wymieniają już ryzyka utraty pracy jako głównego czynnika, który wpływa negatywnie na ich nastroje – mówi ekspert.
526,8 mld zł – tyle gospodarstwa domowe trzymają w bankach