Prowadząc nieortodoksyjną politykę gospodarczą premier Shinzo Abe chce doprowadzić do osłabienia jena i zwiększenia konkurencyjności japońskich towarów.

Wyzwaniem, w obliczu którego stoi przed nadchodzącymi wyborami, są obiecane reformy, mające ograniczyć przeregulowanie gospodarki i ułatwić firmom zwalnianie pracowników.

Obecny, liczący już pięćdziesiąt lat model pracy opiera się na trzech zasadach: zasadzie dożywotniego zatrudnienia, stażu pracy i istnieniu korporacyjnych związków zawodowych. W systemie tym zwolnienie pracownika jest niezwykle trudne, a w niektórych przypadkach nawet niemożliwe, a zamiast ograniczać koszty – zwiększa je.

Taki model wypracowany został w latach 60- i 70-tych podczas japońskiej rewolucji przemysłowej.

Reklama

„To kultura zarządzania leży u podstawy sukcesu Japonii, ale obecny system jest nieco zbyt sztywny, jeżeli firmy chcą poprawić swoją konkurencyjność – uważa Fumio Ohtsubo z zarządu Panasonica, jednej z firm postulujących zmiany w prawie pracy. „Utrzymanie w mocy tych trzech głównych zasad jest niewykonalne.”

Panasonic, trzeci największy pracodawca w Japonii spośród spółek notowanych na giełdzie, postuluje, by zmiany w prawie pracy były częścią „trzech strzał” japońskiego premiera - strategii mającej ożywić gospodarkę Kraju Kwitnącej Wiśni. Te trzy "strzały" to wydatki fiskalne, polityka monetarna i długoterminowa strategia wzrostu.

Jak tłumaczy Lance Miller z firmy prawniczej DLA Piper, japońskie firmy większe zwolnienia mogą przeprowadzić tylko w określonych warunkach, takich jak straty ponoszone kilka lat z rzędu. Pojedynczego pracownika można zwolnić tylko w przypadku przyłapania go na rażących błędach i po kilkukrotnym udzieleniu reprymendy.

„Zwolnienie pracownika jest praktycznie niemożliwe, chyba że doszło do złamania prawa, defraudacji, lub czegoś równie dramatycznego" – mówi Miller. „Wypowiedzenie pracy jest uciążliwe, drogie i prowadzi do wzrostu kosztu prowadzenia działalności.”

Niskie bezrobocie a praca na pół etatu

W raporcie globalnej konkurencyjności Światowego Forum Ekonomicznego Japonia zajmuje 134 na 144 miejsca pod względem łatwości zwalniania i zatrudniania pracowników.

Japonia nie jest jedynym krajem, który musi zderegulować swój rynek pracy. Podobne kroki podjęły Włochy, gdzie premier Mario Monti ułatwił w ubiegłym roku redukowanie zatrudnienia znajdującym się w kłopotach firmom. Na przeciwnym biegunie są Niemcy, które korzystają z reform rynku pracy przeprowadzonych za czasów Gerharda Schroedera. W maju tego roku stopa bezrobocia w Niemczech spadła do 6,9 proc., podczas gdy jeszcze w marcu 2005 roku wynosiła ponad 12 proc.

Nawet pomimo obostrzeń w zwalnianiu pracowników, od początku kryzysu finansowego Japonia straciła w przemyśle 1,2 mln miejsc pracy. Przedsiębiorstwa, zniechęcone do przeprowadzania masowych zwolnień, obniżają zamiast tego pensje, co dodatkowo przyczynia się do nękającej Japonię deflacji.

Japonia ma obecnie najniższą stopę bezrobocia spośród wszystkich państw G7. W porównaniu z 12 proc. bezrobociem we Włoszech, czy 7,6 proc. w USA, stopa na poziomie 4,1 proc. w Japonii wygląda naprawdę dobrze. Jednak jej niska wartość maskuje tendencje polegające na zatrudnianiu tymczasowym lub na część etatu – tacy pracownicy nie podlegają bowiem pełnej ochronie prawnej.

„Na początku lat 90-tych udział pracowników ‘nieregularnych’ wynosił 20 proc., a teraz blisko jedną trzecią” – komentuje Hisashi Yamada z Japan Research Institute. A to, zdaniem ekonomisty, będzie prowadzić do stopniowej erozji tradycyjnego japońskiego modelu.