Związki zawodowe przekonują, że skala protestu była wyjątkowo duża.

Już w środę wieczorem pierwsze efekty akcji dały się we znaki pasażerom komunikacji miejskiej w Lizbonie. W ciągu dnia transport publiczny praktycznie nie działał, a perturbacje mogą potrwać nawet do przedpołudnia. Strajkowali też lekarze, pielęgniarki, śmieciarze, urzędnicy publiczni, a także pracownicy niektórych prywatnych firm i fabryk. Według związków zawodowych do protestu przyłączało się średnio 80-90 procent załóg. W około 50 miastach Portugalii zostały zorganizowane antyrządowe manifestacje, obyło się jednak bez większych incydentów. Zdaniem Armenio Carlosa, lidera największej centrali związkowej CGTP, był to "wyjątkowy strajk generalny". Rząd studził nieco entuzjazm organizatorów i przekonywał, że kraj wcale nie był sparaliżowany.

Pracownicy sektora publicznego protestowali przeciwko realizowanemu od 2 lat programowi oszczędnościowemu, zwłaszcza cięciom płac i ograniczaniu zatrudnienia w budżetówce, a także planowanemu zwiększeniu wymiaru czasu pracy z 35 do 40 godzin tygodniowo.

>>> Czytaj również: Kryzys w Portugalii: Kraj szykuje się na strajk generalny

Reklama