W przededniu rozpoczętej w poniedziałek wizyty w Państwie Środka swoje konto w serwisie założył David Cameron i mimo że jego pierwszy wpis był zwykłą grzecznościową formułką – „Witam moich przyjaciół w Chinach. Cieszę się z dołączenia do Weibo i z nadchodzącej wizyty w Chinach” – w ciągu jednego dnia brytyjskiego premiera zaczęło obserwować 155 tys. chińskich internautów. Raczej nie doczekają się kontrowersyjnych wpisów na temat Tybetu czy praw człowieka, bo Cameron w relacjach z Pekinem zdecydowanie stawia na biznes i przyciąganie chińskich inwestycji.

Brytyjski premier nie jest pierwszym zagranicznym politykiem, który pisze na Weibo. Liderami pod względem popularności są szefowa MFW Christine Lagarde i przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy, choć ich wpisy są w zdecydowanej większości tłumaczeniem tych samych treści z Twittera. Śledzi ich odpowiednio 3,6 oraz 3,3 mln Chińczyków, czyli znacznie więcej niż oryginalne twitterowe konta, które mają 160 i 134 tys. „followersów”. Na trzecim miejscu – z prawie 600-tys. grupą obserwujących – jest były premier Australii Kevin Rudd, który ma ten atut, że płynnie zna chiński i dobrze się orientuje w meandrach chińskiej polityki. Spośród innych głośnych nazwisk z zagranicy na Weibo są obecni także Boris Johnson, burmistrz Londynu i potencjalny rywal Camerona do przywództwa w Partii Konserwatywnej, oraz prezydent Wenezueli Nicolas Maduro.

Gdyby któryś z polskich ministrów chciał pójść w ich ślady i trochę się podpromować w Chinach, warto pamiętać o losie, jaki na Weibo spotkał byłego premiera Tajwanu Franka Hsieha. Już po czterech dniach jego konto zostało zablokowane. Nie wszystkie wpisy są mile widziane.