Szef polskiej dyplomacji oficjalnie przybył do Kijowa na zaplanowane wcześniej spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Razem ze szwedzkim ministrem Carlem Bildtem będą przekonywać ukraińskie władze i opozycję do przyjęcia wspólnego pakietu reform i oczywiście podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Nie ma jednak mowy o zachęcie w postaci dodatkowych miliardów euro z Brukseli. Władze w Kijowie mogą liczyć najwyżej na kilkaset milionów na pomoc przy wdrażaniu konkretnych zmian w prawie.

Władze w Kijowie nie rezygnują z integracji europejskiej - przekonywał szefa polskiej dyplomacji ukraiński premier Mykoła Azarow.

Po spotkaniu Radosław Sikorski w krótkiej rozmowie z dziennikarzami mówił, że ukraiński premier uspokaja europejskich przywódców: "Pan premier zapewnił nas, że Ukraina nie zeszła i nie zejdzie ze ścieżki europejskiej, ale przedstawił skalę trudności, z jakimi się boryka" - powiedział Sikorski.

Gospodarka ukraińska boryka się teraz z poważnymi problemami. W tym roku u naszych wschodnich sąsiadów zostanie odnotowana recesja. PKB spadnie o pół procent. Po południu szef polskiej dyplomacji ma spotkać się jeszcze z liderami ukraińskiej opozycji. Wieczorem zaplanowano konferencję prasową.

Reklama

Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz jest w Chinach, gdzie liczy na pożyczki o łącznej wartości trzech miliardów dolarów. Międzynarodowy Fundusz Narodowy oferuje Ukrainie nawet 15 miliardów. Jednak odmrożenie drugiej transzy pożyczki będzie możliwe, jeśli Kijów zacznie poważnie reformować gospodarkę, podwyższając między innymi ceny gazu dla konsumentów. W okresie przedwyborczym jest to jednak raczej niemożliwe. Prezydent Ukrainy może jeszcze liczyć na Rosję, ale Moskwa w zamian za wsparcie oczekuje od Kijowa wejścia do unii celnej. To zamyka drogę do Unii Europejskiej.

>>> Polecamy: Jeden z najlepszych inwestorów na świecie stawia na Ukrainę. Czy tym razem się natnie?