To najważniejszy dzień w mojej karierze – ocenił Marchionne, szef koncernu, który od teraz nie jest już tylko włoski. To on stworzył włosko-amerykańską maszynkę do zarabiania pieniędzy.

Gdy pięć lat temu Fiat ogłosił, że pomoże Chryslerowi i uratuje firmę przed bankructwem, jednocześnie przejmując część jej udziałów, sporo osób myślało, że porywa się z motyką na słońce. Tymczasem ten ruch pozwolił Włochom nie tylko przejść przez kryzys suchą nogą, ale też myśleć realnie o wyścigu z najlepszymi. W środę zarząd Fiata postawił kropkę nad i, zatwierdzając reorganizację spółki oraz utworzenie Fiat Chrysler Automobiles, spółki zarejestrowanej w Holandii. Akcje FCA będą notowane na giełdach w Nowym Jorku i w Mediolanie. Czytaj więcej na ten temat.
– Ten dzień jest jednym z najważniejszych w mojej karierze w Fiacie i Chryslerze – stwierdził w środę Sergio Marchionne, dyrektor generalny Fiata oraz prezes i dyrektor generalny Chrysler Group. Przypomniał, że gdy pięć lat temu zaczynało kiełkować marzenie o współpracy obydwu firm, nie chodziło tylko o przemysłowy aspekt, ale też o integrację kulturową na wszystkich poziomach.
– Pracowaliśmy nad tym projektem z uporem i bez wytchnienia, by przekształcić różnice w mocne strony i obalić uprzedzenia narodowościowe i kulturowe. Teraz możemy powiedzieć, że udało nam się stworzyć solidne podstawy dla światowego producenta samochodów z bagażem doświadczeń i umiejętności na tym samym poziomie, co światowej klasy konkurenci – stwierdził Marchionne.
Reklama
Zapowiedział, że przyjęcie międzynarodowej struktury zarządzania zwiększy możliwości i będzie dla niej korzystne finansowo. Gdyby nie Chrysler, Fiat zamknąłby ubiegły rok stratą 441 mln euro. Ostatecznie zysk spółki wyniósł prawie 2 mld euro. Akcjonariusze nie dostaną jednak w tym roku dywidendy.
Co więcej, nowy Fiat może całkowicie zmienić profil produkcji. Z masówki przejść do klasy premium: aut z górnej lub średniej półki. Już wiadomo, że firma przygotowuje nowe modele na rynek amerykański. Na tym skoku możemy zarobić również my.
Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki, powiedział DGP, że być może już dziś, o ile Fiat wyrazi zgodę, obwieści światu, jaki model oficjalnie w kwietniu lub w maju zaprezentowany zostanie w Tychach. Od dawna poddostawcy spekulują, że będzie to mała miejska terenówka. Niezależnie od tego, co to będzie i kiedy zostanie ogłoszone, Piechociński uważa Marchionne za jednego z lepszych menedżerów na świecie.
Pomyśleć, że kiedy niespełna dziesięć lat temu wprowadzał się do gabinetu prezesa Fiata, nie miał doświadczenia w branży motoryzacyjnej. Miał za to książkę Jeffreya Likera pt. „The Toyota Way”, a w niej 14 zasad zarządzania. Ta książka była dla Marchionnego biblią. Marzył, by Fiat był jak Toyota. Wtedy brak doświadczenia w tej branży do pary z idealizmem nowego prezesa były jego atutami, a świeże spojrzenie na rynek motoryzacyjny dawało szanse na rewolucyjne zmiany, których włoski producent takich marek, jak Alfa Romeo, Lancia czy luksusowe Maserati, potrzebował jak silnik paliwa. Marchionne, jak na zawodowego księgowego przystało, skupił się na zmniejszeniu kosztów. Chętnie zapraszał do współpracy przy produkcji aut konkurencyjne koncerny – w ten sposób m.in. w Polsce powstała linia montażowa Fiata 500 i Forda Ka. Zdarzało mu się jednak działać wbrew tej zasadzie. Pod presją włoskich polityków przeniósł dochodową produkcję Pandy z Tychów na Sycylię.
Sergio Marchionne uważany jest za geniusza, tyle że potrzebne są nowe samochody, a nie geniusz – mówi Jarosław Iwaszkiewicz, publicysta motoryzacyjny. Przypomina, że w rankingu sprzedaży samochodów osobowych Fiat spadł w Polsce na trzynaste miejsce.
Sylwetki innych znanych przedsiębiorców www.twarzebiznesu.pl