Jeszcze do 2010 r. jej szeregi rosły niemal z roku na rok. W 1999 r. było ich niemal 6,9 tys. (bez pracowników administracyjnych), by w rekordowym 2010 r. osiągnąć liczbę 9869 osób. Ostatnio trend się jednak odwrócił. Strażników zaczęło ubywać. O ile w okresie 2010–2012 z formacji rok do roku odchodziło lub zwalnianych było po kilkadziesiąt osób, tak tylko w ubiegłym roku ubyło ich już ponad 400.

Jak tłumaczy zastępca komendanta Straży Miejskiej w Siemianowicach Śląskich Piotr Ichniowski, powodów takiego zjawiska może być co najmniej kilka. – Pierwszy to likwidacja jednostek. Od 1994 r. zlikwidowano 45 z nich. W ubiegłym roku zlikwidowano około dziewięciu jednostek, m.in. w Terespolu, Sochaczewie i Radomsku. Choć trzeba zaznaczyć, że straże likwidowane są najczęściej w gminach liczących nie więcej jak 20 tys. mieszkańców – mówi Ichniowski.

Drugi powód to ograniczanie etatów. – Znam przypadki, w których samorządowcy nie decydują się zwiększać zatrudnienia nawet wtedy, gdy jacyś strażnicy odchodzą – twierdzi nasz rozmówca.

>>> Czytaj także: Koniec ery starych fotoradarów. Od dziś mogą działać tylko żółte skrzynki

Reklama

Trend nie tylko z góry. Coraz mniej chętnych do zawodu

Trzecia przyczyna to słabnąca atrakcyjność zawodu. – Zawód strażnika gminnego czy miejskiego nie jest specjalnie atrakcyjny, jeśli chodzi o zarobki, a osłona socjalna jest iluzoryczna, zwłaszcza jeśli porównamy ją np. z ochroną policjantów. Policjant może otrzymać 16–18 rodzajów pomocy socjalnej, a strażnicy raptem kilka. Policjantowi przysługuje wiele dodatków, o których strażnicy mogą tylko marzyć. Nie przysługuje nam np. dodatek mieszkaniowy, jeśli pracujemy poza miejscem zamieszkania – wskazuje Piotr Ichniowski.

W mniej oficjalnych rozmowach strażnicy skarżą się też na PR, jaki wytworzył się wokół ich formacji. – Nagłośniony w mediach przypadek straży z Czerska, która ścigała za wykroczenie prędkości właściciela auta jadącego na lawecie, na pewno dobrze nam nie zrobił, a wręcz może posłużyć jako najlepszy dowód, że trzeba się nas pozbyć – mówi nam jeden ze strażników.

Jak wskazuje Edward Trojanowski, sekretarz Związku Gmin Wiejskich RP, swoje dołożyły też samorządy. – Gdy gminy wyczuły, że mogą zarobić pieniądze na fotoradarach, fala nienawiści ze strony kierowców przeniosła się na strażników. A to często stawia w złym świetle całą formację – przyznaje Edward Trojanowski. Podkreśla, że zazwyczaj to nie atmosfera nagonki decyduje o tym, czy gmina zlikwiduje daną jednostkę, czy nie, lecz pieniądze.

>>> Czytaj także: Ekspert: Zatrudnienie i wynagrodzenie cieszą. Dane GUS dają powody do optymizmu

Samorządy szukają oszczędności

– Utrzymywanie straży gminnych kosztuje, a samorządy poszukują pieniędzy – wskazuje sekretarz ZGW RP. Przykładowo Stalowa Wola, jedno największych miast bez strażników, wolało zapłacić za większą liczbę patroli policji i paliwo do radiowozów (ok. 150 tys. zł w ubiegłym roku). Zwłaszcza że – jak przekonywały władze miasta – przestępczość nie wzrosła, a wcześniejsze utrzymywanie straży miejskiej kosztowało miasto ok. 1 mln zł rocznie.

Edward Trojanowski z ZGW RP zaznacza, że wciąż jest wiele gmin, w których strażnicy cieszą się uznaniem lokalnej społeczności. Zwłaszcza tam, gdzie zlikwidowano lokalny posterunek policji i gmina może liczyć tylko na sporadyczne patrole wysyłane z najbliższej komendy powiatowej. Strażnicy z kolei zwracają uwagę, że równolegle do likwidowanych jednostek zdarzają się przypadki ich reaktywowania – od 1994 r. było ich 19. Jedną z takich gmin był Gubin. – Straż zlikwidowano w latach 90. po skandalu finansowym. W 2006 r. jednym z punktów mojego programu wyborczego była reaktywacja tej jednostki. Ale tym razem jasno określiłem jej zadania, np. zabroniłem kupna fotoradarów – opowiada nam burmistrz Bartłomiej Bartczak.

W najbliższych miesiącach o strażnikach miejskich będzie mówiło się więcej niż zwykle. Przed wyborami lokalnymi (te odbędą się w połowie listopada) temat likwidacji straży miejskiej stanie się głównym hasłem niektórych kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Wygra ten, który lepiej wyczuje nastawienie mieszkańców do swoich municypalnych.