Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiada zmiany w egzaminie na koniec podstawówki oraz sposobach weryfikacji jakości nauczania w szkołach. Dyrektorzy zacierają ręce, bo dzięki pomysłowi szefowej resortu jednoznaczne i wyraźne noty zostaną zastąpione długim raportem z zaleceniami. Tyle że przez takie rozmycie rodzice mogą stracić dostęp do narzędzi ułatwiających im wybór najlepszej placówki dla dzieci.

O sprawdzianie szóstoklasisty media piszą: „pierwszy poważny test”. Zdaniem Joanny Kluzik-Rostkowskiej – zbyt poważny. – Sprawdzian jest robiony ze zbyt dużym przytupem, bardziej przeżywany przez rodziców niż przez dzieci – twierdzi minister w rozmowie z DGP. I dodaje: – Chętnie obniżyłabym rangę tego egzaminu.

Szefowej resortu edukacji przeszkadza, że wyniki testu są podstawą do tworzenia rankingów placówek. Jej zdaniem to niesprawiedliwe, bo szkoły uczące w trudnym środowisku zawsze będą w nich wypadały gorzej. Problem dotyczy głównie podstawówek w dużych miastach, gdzie rodzice mają największy wybór, a przez to szkoły najostrzej konkurują o uczniów.

Kluzik-Rostkowska nie zdradza, na czym „obniżanie rangi” sprawdzianu miałoby polegać, jednak jej zdaniem „rankingi powinny uwzględniać też inne kwestie. Na przykład bezpieczeństwo, umiejętność nauki z trudnym uczniem”. Bliższych szczegółów rozwiązania nie znają na razie nawet urzędnicy MEN i odsyłają nas z powrotem do szefowej. Nie pierwszy raz – minister w czerwcu zapowiadała zmiany w liście lektur. A kiedy zaczęliśmy zgłębiać temat, okazało się, że za jej deklaracją nie stoją jeszcze żadne konkrety.

Reklama

>>> Zobacz tutaj 5 edukacyjnych mitów, w które nie warto wierzyć

W obronie testu

Anna Krzyżanek, pedagog ze Szkoły Podstawowej nr 4 w Krakowie, uważa, że jakiekolwiek obniżenie rangi sprawdzianu może mieć fatalny wpływ na uczniów. – Oczywiście, że i rodzice, i dzieci się nim przejmują. Nie można jednak zmienić wagi testu, bo dzieci muszą mieć poczucie, że kończą pewien ważny etap. Wpływa to na ich poczucie własnej wartości. Skoro tyle się napracowały w szkole, to chcą być ocenione na odpowiednim poziomie – tłumaczy i podkreśla, że jeśli wyłączymy stres po szkole podstawowej, uczniowie już jako nastolatki nie poradzą sobie z egzaminem gimnazjalnym i maturą, których znaczenie jest nieporównywalnie większe.

– To jest egzamin końcowy, który sprawdza osiągnięcie fundamentalnych celów edukacyjnych przez szkoły. Nie bardzo rozumiem, co można zrobić, żeby obniżyć jego znaczenie. W Polsce jest kryzys edukacyjny spowodowany nieustannym obniżaniem wymagań – uważa prof. Jerzy Lackowski ze Studium Pedagogicznego UJ. Ekspert alarmuje, że najprostszym sposobem, by rozwiązać problem rywalizujących w rankingach szkół, będzie dla MEN utajnienie wyników testu.

Tak, by noty służyły jedynie dla celów ewaluacyjnych samych placówek. Takie rozwiązanie skomplikowałoby jednak rekrutację do gimnazjów. Szkoły rejonowe co prawda nie mogą odmówić mieszkającemu w pobliżu uczniowi przyjęcia z powodu słabego wyniku testu, ale przyjęcie nastolatków spoza rejonu odbywa się na podstawie konkursu świadectw. W ten sam sposób uczniowie walczą o miejsca w najlepszych gimnazjach niepublicznych.

>>> Czytaj tutaj na temat poziomu zastosowania nowoczesnej technologii w polskiej szkole

Kryteria oceny

Do oceny pracy gimnazjów istnieją już poważne narzędzia – choćby wskaźnik edukacyjnej wartości dodanej, który mierzy, na jakim poziomie umiejętności uczniowie rozpoczęli i opuścili szkołę. – Rodzice powinni mieć dostęp do informacji także o tym, jak pracuje szkoła podstawowa. I nad tym może pani minister pomyśleć – ocenia prof. Lackowski. Taką próbą podsumowania pracy placówek jest ewaluacja prowadzona przez kuratoria. Szkoły są jej poddawane od pięciu lat.

Pracownicy kuratoriów sprawdzają wszystko, od warunków panujących w szkole, poprzez jakość kształcenia, aż po przygotowanie kadry dydaktycznej i opinie rodziców. W wyniku ewaluacji szkoły dostają oceny: od E do A. Raporty publikowane są na stronie internetowej www.npseo.pl/action/raports. Zaglądają tam m.in. rodzice. Dla nich te informacje są bezcenne, bo ocena wystawiona danej placówce jest dla nich jasnym przekazem o jakości kształcenia. Szefowa MEN zamierza jednak i tu odpuścić szkołom.

– Chcemy zachęcić do stawiania ocen opisowych – zapowiada minister. I tłumaczy: – To myślenie stopniami. Dzisiaj uczeń, który dowie się opisowo, że ma problem na przykład z dzieleniem, łatwiej uzupełni wiedzę niż ten, który dostał tróję i powinien się domyślić, z jakiego powodu.

Z zapowiedzi Kluzik-Rostkowskiej zadowoleni są dyrektorzy szkół. Cieszy się też Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Jego zdaniem zarządzający placówkami mającymi słabe wyniki są besztani przez wójtów, że tak źle wypadli. – Tym bardziej że wyników nie można poprawić – dodaje.

>>> Czytaj także: Rzeźnia matematycznych talentów. Zobacz tutaj dlaczego polska szkoła zabija kreatywność