Dzieci bez ograniczeń, za to z dużą wrażliwością. Za dwadzieścia lat to one będą rządzić krajem. Jak będzie wyglądać ich Polska?

Młodzi zawsze są pokoleniem protestu wobec generacji swoich poprzedników. Żeby dowiedzieć się, kto i jak będzie urządzał świat w czasie naszej emerytury, trzeba przyjrzeć się, jacy jesteśmy sami i jaki świat dla nich budujemy.

Dziś na rynku pracy są trzy pokolenia: baby boomers, pokolenie X i Y. Pierwsi to 50- i 60-latkowie. Ludzie, którzy wierzą w autorytety, władzę, ich świat ma pionową strukturę. Wielu z nich lwią część życia zawodowego przepracowało w jednym zakładzie. Lubią porządek i stabilizację. Druga generacja, „iksy”, to osoby, dla których kariera zawodowa w większości przypadła już na czasy po 1989 r. To ludzie transformacji, zmiany, lubiący ryzyko. Pracujący często ponad miarę. W odróżnieniu od pokolenia rodziców to osoby, które żyją, żeby pracować. Wartościami są dla nich samodzielność i indywidualizm. Kolejne w sztafecie pokoleń „igreki” to osoby urodzone w latach 80. i 90. Publicyści wskazują, że to pierwsze wychuchane pokolenie nowej Polski. Takie, które dostało wszystko od pracujących ponad miarę rodziców. Często przypisuje się im nadmierną pewność siebie, skupienie na sobie i nastawienie na szybkie sukcesy. „Igreki” nieustannie kalkulują, czy opłaca im się angażować. Nie ma dla nich nic za darmo, chociaż zapłata niekoniecznie musi być finansowa. To też pierwsze pokolenie po wojnie, które prawdopodobnie nie będzie miało lepiej niż ich rodzice. Mimo że jest najlepiej wykształconą generacją w historii.

Kto, zgodnie z logiką przemiany generacji, dorasta w szkołach podstawowych? Na pewno pokolenie, dla którego nie będzie ograniczeń, bo na co dzień mają na wyciągnięcie ręki cały świat. Jak wynika z najświeższych danych firmy Gemius, aż 2 mln dzieci w wieku 7–12 lat to internauci. Oznacza to po pierwsze, że w tych sześciu rocznikach z sieci korzystają niemal wszystkie dzieci, a po drugie, że co dziesiąty internauta surfujący po sieci w pierwszym kwartale 2015 r. był uczniem podstawówki. I nic dziwnego – to dzieci już urodzone i wychowane w erze zaawansowanych technologii, które – by były grzeczne – w samochodach grają na tablecie, a w szkole (jeśli rządowe plany w końcu dojdą do skutku) już za jakiś czas będą uczyć się z e-podręczników.

Reklama

Dzisiejsze dzieci teoretycznie nie powinny mieć także bariery językowej. Od początku szkoły uczą się języka angielskiego. W tym roku po raz pierwszy umiejętności z tego zakresu testowano na sprawdzianie szóstoklasisty. Jak wynika z analiz MEN i Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, sprawdzian poszedł nieźle. Z języka angielskiego dzieci z dużych miast otrzymały średnio 80 proc. możliwych do zdobycia punktów, a ze wsi – 68 proc.

– Kiedy dorosnę, to wyjadę do Kanady – mówi nam bez ogródek trzynastoletnia Zosia, która w tym roku pisała ten sprawdzian. Przyznaje, że jej zdaniem tam po prostu żyje i pracuje się lepiej. Skąd wie? Oczywiście z mediów.

Życie za granicą może być dla kolejnego pokolenia po prostu jedną z opcji. Dzieci, które dziś chodzą do szkoły podstawowej, wychowały się już w Polsce, która była członkiem UE, strefy Schengen, NATO. Nie będą miały kompleksu niższości – ani zza żelaznej kurtyny, ani z powodu odmowy przyznania wizy do Niemiec. Już do tej pory Polska wysłała w ramach programu Erasmus za granicę ponad 100 tys. studentów. Teraz ma również fundować stypendia dla najzdolniejszych na najlepszych uczelniach zachodnich.

>>> Czytaj też: Ekonomia behawioralna nowym przełomowym narzędziem władzy i ekonomistów?

Rodzice dzieci, które są dziś w podstawówkach, dorastali w czasach, kiedy mówiono jeszcze, że dyplom uczelni będzie gwarantował pracę. Dziś wielu z nich czuje się oszukanych, a do tego jest przekonanych, że ich dzieci czeka jeszcze trudniejszy start w dorosłość niż ich samych.

Rodzice doinwestowują więc dzieci, jak mogą. Z badania przeprowadzonego na zlecenie wydawnictwa Nowa Era wynika, że aż 98 proc. uczniów chodzi na zajęcia dodatkowe. Już co szósty uczeń podstawówki i gimnazjum spędza na nich nawet powyżej 10 godzin tygodniowo.

– Mniej istotne jest to, co wiemy, bardziej jak sobie radzimy z emocjami. Wielu uczniów, którzy byli najlepsi w szkołach później wcale nie zostaje asami w pracy – przestrzega jednak Grzegorz Frątczak, coach. – Wielu rodziców organizuje czas swoich dzieci, ale zapomina o tym, że one potrzebują także ich czasu. Dzięki temu uczą się budować relacje.

Potwierdza inny ekspert, siedmioletni Mateusz: – Jak będę duży, to chciałbym mieć więcej czasu niż pieniędzy, bo pieniądze to nie wszystko. Spędzałbym czas z dziećmi i rodziną. Moi rodzice teraz bardzo dużo pracują – mówi DGP.

Być może słowa Mateusza są dobrą przepowiednią tego, co będzie liczyło się w przyszłości. Jeśli dla „iksów” ważne są samorealizacja i nieustanny rozwój, zgodnie z logiką zaprzeczania, dla ich dzieci mogą być ważne relacje, powolne i spokojne życie.

O tym, jak będzie wyglądał dorosły świat dzisiejszych dzieci, wiele da się wyczytać z prognoz GUS. Przyszłość będzie należeć do dziewczynek. Do 2050 r. liczba kobiet w wieku rozrodczym ma spaść w miastach aż o 44 proc., a na wsiach o 29 proc. Choć na razie to teza wysuwana z przymrużeniem oka, wskaźniki ekonomiczne potwierdzają, że dziś trzeba zadbać o to, by w przyszłości chłopcy nie byli dyskryminowani. O tym, że tak może się zdarzyć całkiem na poważnie, pisał w ubiegłym tygodniu brytyjski „The Economist”. Największe zagrożenie – według dziennikarzy – dotyczy chłopców z rodzin o niskim kapitale społecznym – słabo wykształconych, z niewielkimi dochodami i aspiracjami. „Odkąd edukacja stała się bardziej istotna, wyniki chłopców spadły poniżej wyników dziewczynek (z wyjątkiem grupy najbardziej uzdolnionych). Mężczyźni, którzy tracą pracę w przemyśle, często nie znajdują żadnej innej już do końca życia. A bez pracy trudno im utrzymać zainteresowanie płci przeciwnej. Efekt? Niskowykwalifikowani mężczyźni znajdują się w toksycznym układzie: bez pracy, bez rodziny, bez perspektyw”.

Ponieważ dzisiejsi 30-latkowie niespecjalnie starają się o powiększanie rodzin, Polska, w której będą żyły dzisiejsze dzieci, będzie krajem staruszków. W 2035 roku mężczyźni dożywać będą 77., a kobiety – 83. urodzin. Już teraz osoby po 65. roku życia stanowią ok. 15 proc. społeczeństwa, za 10 lat odsetek wzrośnie do ponad 20 proc.

>>> Czytaj też: „Karoshi” – symbol harówki w Azji. Japończycy są zapracowani na śmierć

Kiedy pytamy sześcioletniego Rysia, czy dziadkowie powinni jeszcze pracować, czy już mieć wolne, malec zastanawia się chwilę, po czym odpowiada racjonalnie: – Muszą pracować, bo inaczej będą mieli zero pieniążków. Trudno jest żyć za zero pieniążków.

A co dzieci myślą o świecie przyszłości? Jedenastoletnia Majka zaczyna od tego, że marzy o tym, żeby w przyszłości nie było polityki. – Ciągle są kłótnie o tę politykę, które nie przynoszą nic dobrego – mówi. I w redakcji DGP rysuje znak drogowy z przekreślonym słowem „polityka”. Trzynastoletnia Zosia przekonuje natomiast, że gdyby była prezydentem, poprawiłaby los zwierząt. Z kolei siedmioletni Michał zarządziłby, żeby wszystko było tańsze (zwłaszcza klocki Lego). Ośmioletni Maciek podniósłby pensje: – Tak żeby wszystkich rodziców było stać na jedzenie, mieszkanie, rzeczy do domu, wakacje i samochód – precyzuje. Maciek zmieniłby też podatki. – Na pewno część trzeba oddawać, ale mniejszą część niż teraz. Tak żeby wystarczyło, żeby zapłacić nauczycielom i lekarzom. A najwięcej powinni zarabiać ci, którzy robią najważniejszą pracę: wojsko, straż pożarna, policja.

Piękna wizja świata. Może więc naszym zadaniem jest tylko im nie przeszkadzać?

ikona lupy />