Największe wzrosty i spadki kursów walut.

Jeśli porównać kursy egzotycznych walut do złotego, to wyjątkowo nieudaną inwestycją w ubiegłym roku było argentyńskie peso. W ciągu 12 miesięcy straciło wobec naszej waluty prawie 30 proc. Od 2011 r. kurs peso był ściśle kontrolowany poprzez nałożenie ograniczeń w przepływie kapitału. W zamyśle argentyńskiego rządu miało to zabezpieczyć gospodarkę przed odpływem kapitału i uszczupleniem rezerw walutowych. W połowie grudnia nowy rząd wyłoniony w wyborach, które odbyły się 10 grudnia, zdecydował jednak o uwolnieniu kursu – co skończyło się krachem. Stąd tak słabe notowania peso.

Niewiele lepiej wypada inna waluta z Ameryki Południowej – brazylijski real. Inwestycja weń w ciągu ostatnich 12 miesięcy mogła spowodować stratę w wysokości jednej czwartej zainwestowanego kapitału. Strata reala do złotego byłaby większa, gdyby nie osłabienie naszej waluty względem amerykańskiego dolara. W tym przypadku powody są bardziej złożone niż przy peso: gospodarka Brazylii jest w coraz gorszym stanie, zwłaszcza jej finanse publiczne. Od czterech lat wyraźnie rośnie dług publiczny, jego poziom przekracza już 65 proc. PKB. Sprawy nie ułatwia nadanie brazylijskim obligacjom skarbowym statusu śmieciowego przez agencję ratingową Standard & Poor’s.

Wyniki inwestycji w turecką lirę czy rosyjskiego rubla byłyby lepsze – co jednak wcale nie znaczy, że dobre. W obu wypadkach osłabienie w stosunku do złotego wyniosło 13–13,5 proc. Lira spada, bo oprócz problemów z gospodarką (np. wysokim deficytem obrotów bieżących) dochodzi jeszcze ryzyko polityczne (zaangażowanie Turcji w konflikt na Bliskim Wschodzie i spięcie z Rosją na tym tle). Z kolei rosyjski rubel szoruje po dnie, m.in. z powodu taniejącej ropy, co oznacza potencjalne kłopoty z budżetem.

ikona lupy />
Reklama

Na drugim biegunie walutowych inwestycji znalazły się waluty dużych, rozwiniętych gospodarek. Zwłaszcza amerykański dolar. Tu można było zyskać prawie 9 proc. Powód? Powszechne oczekiwanie na podwyżki stóp procentowych w USA (które zmaterializowało się dopiero w grudniu) z jednoczesnym poluzowaniem polityki pieniężnej przez Europejski Bank Centralny umocniły dolara względem głównego globalnego konkurenta, jakim jest euro.

W stosunku do złotego umocnił się też szwajcarski frank. To za sprawą wolty ze stycznia, jaką wykonał Narodowy Bank Szwajcarii, rezygnując oficjalnie z utrzymywania kursu franka powyżej 1,2 za euro. Frank zyskał wobec wspólnej europejskiej waluty, co przełożyło się też na jego notowania względem złotego. W sumie na szwajcarskiej walucie można było zyskać ok. 9 proc. (w Polsce dużo więcej było takich, którzy stracili, bo mają zobowiązania denominowane we frankach). Zyski w podobnej skali liczą też ci, którzy rok temu postawili na japońskiego jena.

Dorota Strauch, analityczka Raiffeisen Polbanku, uważa, że podobne trendy na rynku walutowym powinny występować również w 2016 r. – złoty nadal będzie tracił do dolara, przez większość roku amerykańska waluta ma kosztować ponad 4 zł. Wynikać to będzie z notowań dolara do euro (wciąż będzie się umacniał, niewykluczony jest nawet parytet jeden do jednego). Nadal warto wystrzegać się kupowania walut rynków wschodzących z nadzieją na zyski – presja na ich osłabienie nie zmaleje, a jej źródeł trzeba szukać w rynkach surowców (tania ropa) i zadyszce gospodarki chińskiej. Analityczka radzi też w podejmowanych decyzjach uwzględniać lokalne czynniki, które w 2015 r. nie odgrywały czołowej roli.

– Początek roku zdominuje dyskusja nad kierunkiem polityki pieniężnej prowadzonej przez nową RPP. Oczekiwania obniżek stóp mogą wywierać wpływ na osłabienie złotego. Impulsem, który będzie działał w drugą stronę, będzie pobudzenie wzrostu gospodarczego przez zwiększenie wydatków publicznych. Ale pod koniec roku niepokoje o kształt budżetu na 2017 r. znów mogą zaszkodzić złotemu – ocenia Dorota Strauch.

ikona lupy />
Marek Chądzyński