Problem dotyczy gospodarstw wyspecjalizowanych: producentów drobiu, właścicieli upraw w szklarniach i tunelach foliowych (czyli np. producentów warzyw i kwiatów), hodowców zwierząt futerkowych, pszczelarzy oraz producentów grzybów. W fiskalnej terminologii te gospodarstwa są nazywane "działami specjalnymi".

Od 1991 do 2004 r. producenci z działów specjalnych płacili podatki na podstawie tzw. norm szacunkowych. To uproszczona forma naliczania podatku - urząd skarbowy określał jego kwotę na podstawie danych o wielkości gospodarstwa i rodzaju produkcji.
Rolnicy mogli też prowadzić pełną księgowość i ustalać podatek dochodowy na zasadach ogólnych, ale tylko jeśli sami tego chcieli.

Kłopoty zaczęły się cztery lata temu, gdy resort finansów wydał dla Izby Skarbowej w Szczecinie interpretację prawną, właśnie w sprawie "działów specjalnych". Stwierdzono w niej, że jeśli gospodarstwo ma przychody powyżej 800 tys. euro, to nie ma wyboru metody rozliczania podatku, bo musi obowiązkowo prowadzić księgi rachunkowe. Okazało się, że ta interpretacja działa wstecz.

Na podstawie nowej interpretacji urzędnicy skarbowi zaczęli masowo żądać od rolników ksiąg z pięciu lat. Ponieważ ci ich nie mieli, podobnie jak nie mieli faktur, rachunków itp., fiskus zaczął im naliczać podatki wstecz, wyższe, niż wynikałoby to z wcześniej stosowanych norm szacunkowych. Do tego doszły jeszcze odsetki. W sumie wyliczone zaległości opiewały na setki, a niekiedy nawet miliony złotych.

Reklama

Więcej w Gazecie Wyborczej.