W jakiej lidze gra dziś Kraków?
Dobrą odpowiedzią na to pytanie są miejsca zajmowane przez nasze miasto w prestiżowych globalnych rankingach, ale najlepszą – to, jak wielu inwestorów z różnych zakątków globu przyciągamy mimo kolejnych kryzysów. Właściwie nie ma tygodnia, by w Krakowie nie otwierała swej siedziby firma z niezwykle perspektywicznej branży nowoczesnych usług dla biznesu oraz najbardziej zaawansowanych technologii. Te firmy tworzą miejsca pracy wymagające coraz bardziej specjalistycznej wiedzy, a więc zdecydowanie przyszłościowe. Stale przybywa nam centrów badawczo-rozwojowych.
Inwestorów nie odstrasza inflacja, wzrost kosztów ani niepewność związana z wojną i sytuacją na rynku surowców energetycznych?
Najwyraźniej siła przyciągania Krakowa oraz wiara w sukces w naszym mieście są zdecydowanie większe od wszelkich obaw. W efekcie w obszarze BPO/SSC działa już u nas ponad 260 podmiotów zatrudniających w sumie ok. 100 tys. osób. Nic dziwnego, że w ostatniej edycji opiniotwórczego raportu Tholons Global Innovation Index Kraków awansował o 5 oczek, na 20. miejsce w świecie, za San Antonio, a przed Los Angeles czy Chicago. W 100 znalazły się jeszcze tylko dwa polskie miasta: Warszawa (na 35. miejscu) i Wrocław (na 99.). Z kolei w rankingu Europejskie Miasta i Regiony Przyszłości (European Cities and Regions Of The Future 2023), publikowanym przez magazyn fDi Intelligence należący do grupy „The Financial Times”, Kraków zajął pierwsze miejsce w kategorii „przyjazność biznesowa”, drugie w kategorii „kapitał ludzki i styl życia” i trzecie ogólnie.
Podczas niedawnej dyskusji w Klubie pod Jaszczurami prof. Jacek Purchla stwierdził, że Kraków wcale nie był skazany na gospodarczy sukces: w chwili upadku komunizmu byliśmy – jak to ujął – „miastem zbankrutowanym”, silnie uzależnionym od uciążliwego przemysłu ciężkiego, na czele z hutą wytwarzającą połowę PKB i zatrudniającą w szczytowym okresie 40 tys. ludzi… Co sprawiło, że stolica „galicyjskiej biedy” przeistoczyła się w metropolię o najwyższych dochodach w Polsce?
Kraków – uchodzący zawsze za duchową i kulturalną stolicę Polski – przeżywał u progu przemian gigantyczne gospodarcze problemy, był przy tym silnie niedoinwestowany, a przez to cywilizacyjnie zapóźniony. Pierwszym mocnym impulsem do zmiany tego stanu rzeczy była niewątpliwie reforma samorządowa z 1990 r., która pozwoliła nam tu, na miejscu, decydować o kierunkach rozwoju. Praktycznie od początku funkcjonowania samorządu widać w nim było – ponad politycznymi podziałami – silną europejską aspirację. To za jej sprawą pojawiły się pierwsze wielkie wizje rozwoju i ambitne cele. One mogły się początkowo wydawać nieosiągalne, ale późniejszy sukces wziął się właśnie stąd, że nie poprzestaliśmy na rzetelnej diagnozie realnych potrzeb „tu i teraz”, tylko staraliśmy się myśleć do przodu. Czyli przewidywać, a może i wyznaczać trendy.
Bez pieniędzy?
Kołdra była faktycznie wyjątkowo krótka, myśmy przecież wchodzili w samorządność z ery wegetacji, czyli przysłowiowego łatania dziur w ulicy smołą. Ale pierwszy raz od lat pojawiło się bardzo perspektywiczne myślenie. Ono zaczęło się od tego, że trzeba było zdecydować, co robić najpierw, co potem. Odnowić zabytki na Starym Mieście, żeby nie odstraszały turystów i nas samych? Zorganizować dobry transport publiczny? Kupić nowy tabor? Jakie budować drogi, jakie remontować? Kiedy ruszyć z obwodnicą i z którą? Nie baliśmy się marzyć. Zrobiliśmy katalog potrzeb, z których wszystkie wydawały się oczywiste i zarazem, początkowo, nieosiągalne. One szybko zaczęły się zmieniać w plany.
Więc kiedy pojawiły się środki…
Mieliśmy już gotowe projekty albo przynajmniej koncepcje realizacji. Myślę, że tu tkwi właśnie sekret sukcesu Krakowa. Była nim zawsze…
Odwaga?
Tak. Odwaga. Ona się brała z przekonania, że jeśli mamy aspiracje grać nie tylko w kulturalnej, ale i gospodarczej ekstraklasie Europy czy świata, to musimy tworzyć wielkie projekty, wielkie wizje, bo tylko to pozwala osiągać cele, które innym wydawały się nie do osiągnięcia.
Uciekać do przodu?
To bardzo trafne sformułowanie. Każda zmiana zaczyna się przecież w głowie. Pamiętam naradę w pierwszej kadencji prezydenta Jacka Majchrowskiego, w roku 2003. Pracowałem wtedy w wydziale architektury, spotkaliśmy się w gabinecie ówczesnego dyrektora magistratu, a dzisiejszego wiceprezydenta, Andrzeja Kuliga. Prezydent Jacek Majchrowski był przekonany, że w Krakowie musi powstać centrum kongresowe – w miejscu kojarzonym z zajezdnią autobusów jadących w kierunku Czernichowa i Liszek, pełnym przeróżnych budek, a z fantastycznym widokiem na Wawel. Już wtedy było dla nas oczywiste, że przemysł w takiej formie, w jakiej został ulokowany w Krakowie w latach 50. XX w., będzie ulegał przeobrażeniom i tracił na znaczeniu, więc trzeba szukać całkiem nowych pomysłów na gospodarkę i dalszy rozwój miasta. Czymś naturalnym wydawało się efektywniejsze wykorzystanie zasobów, które nasze miasto zawsze miało.
Jakie to zasoby?
Przede wszystkim – intelektualne. Bogata oferta edukacyjna i wysoka jakość kształcenia akademickiego sprawiają, że Kraków „od zawsze” dysponuje potężnym potencjałem wysoko wykwalifikowanych specjalistów z różnych dziedzin. Tak się składa, że w ostatnich dekadach cywilizowany świat podążył w kierunku gospodarki w coraz większym stopniu opartej na wiedzy, na kompetencjach. Kraków znakomicie – niejako w naturalny sposób – wpisał się w ten trend. Jeśli współczesna gospodarka potrzebuje inżynierów, to największa kuźnia inżynierów jest w Krakowie, na Politechnice, na AGH. Jeśli potrzeba specjalistów od zarządzania, menedżerów, prawników, to my ich mamy na Uniwersytecie Jagiellońskim czy Ekonomicznym… Właśnie dlatego nasze miasto jest dziś wybierane jako miejsce do lokowania coraz bardziej wyspecjalizowanych procesów oraz zaawansowanych technologii.
Można już mówić o Krakowie jako silnej marce gospodarczej?
Tak. Marka Krakowa przyciąga wiele znaczących innowacyjnych firm technologicznych, biotechnologicznych, farmaceutycznych i chemicznych, które rozbudowują swoje działy badań i stają się magnesem dla następnych inwestorów. Właściwie wszystkie działające u nas firmy cały czas rozwijają swoją działalność, zwiększając zatrudnienie. Staliśmy się też bardzo ważnym miejscem na globalnej mapie innowacyjnych start-upów.
Więcej niż co piąty zatrudniony w centrach usług dla biznesu jest cudzoziemcem. To już ponad 20 tys. ludzi z ponad 50 krajów. Nie liczę Ukraińców. Co trzeba było w Krakowie zrobić, żeby chciał u nas pracować i mieszkać praktycznie cały świat?
Wspomniałem, że wiele wielkich projektów z początku lat 90. dotyczyło nowoczesnej infrastruktury, której w okresie PRL właściwie się nie tworzyło. Z jednej strony mieliśmy więc spektakularną rewitalizację zabytków na Starym Mieście – bez niej Kraków nie zachwyciłby i nie przyciągnął tylu turystów; przypomnę, że w przedpandemicznym roku 2019 zjechało do nas prawie 15 mln osób. Z drugiej strony przeznaczyliśmy ogromne pieniądze na modernizację dróg i budowę całkiem nowych. Pierwsze ambitne projekty zaczęliśmy realizować jeszcze ze środków przedakcesyjnych – było ich siedem i miały wartość 420 mln zł, z czego 270 mln pochodziło z Unii. W pierwszych trzech latach po wejściu do Unii ta kwota się podwoiła. W perspektywie 2007–2013 realizowaliśmy już… kolejne 163 projekty warte 3,8 mld zł, z czego 2 mld zł, czyli ponad połowa, to było dofinansowanie z Unii. W perspektywie 2014–2020 liczba projektów wzrosła o następne 198, a kwota do 4,5 mld zł, w tym dofinansowanie unijne znowu przekroczyło połowę. Na sam transport przeznaczyliśmy w obecnej kadencji ok. 2,4 mld zł, z czego tylko w tym roku grubo ponad 800 mln zł. To pokazuje wręcz skokowy postęp.
Co się konkretnie kryje za tymi wydatkami?
Przykładowo blisko 1 mld zł pochłonęła budowa Trasy Łagiewnickiej – 3,5 km, z czego 2,1 km w tunelach (najdłuższy ma 700 m) – wraz z linią tramwajową. Stale rozbudowujemy linie krakowskiej szybkiej kolei – w końcowej fazie realizacji jest III etap do Górki Narodowej i rozpoczęcie budowy IV etapu do Mistrzejowic. Mamy zaplanowaną budowę kilku kolejnych strategicznych tras, które odblokują i otworzą miasto. Nie wspominam tu o licznych modernizacjach, remontach i przebudowach. Sukcesywnie kupujemy nowy tabor, m.in. tramwaje niskopodłogowe i zeroemisyjne autobusy, co wyraźnie poprawia jakość i komfort podróżowania. Równocześnie rozbudowujemy sieć tras rowerowych – to już prawie 200 km, tylko w zeszłym roku przybyło prawie 12 km. Na zieleń, przede wszystkim parki miejskie, przeznaczyliśmy tylko w tej kadencji ponad 400 mln zł. Na rewaloryzacje zabytków oraz budowę ośrodków kultury – blisko 400 mln, z czego ponad 110 mln zł w roku obecnym. Na budowy szkół i przeszkoli – ponad 430 mln zł, w tym blisko 110 mln zł w roku obecnym. Kontynuujemy programy ograniczania niskiej emisji – a przypomnę, że Kraków jest w Polsce pionierem walki ze smogiem.
A wszystko po to…
Naszym absolutnym priorytetem jest podnoszenie jakości życia. Jeśli spytać krakowian o zmiany po 1990 r., to oni są generalnie z nich zadowoleni i tego, jak się w Krakowie żyje. Także to, że tak wielu cudzoziemców chce u nas mieszkać, pracować, uczyć się, studiować, świadczy o tym, że żyje się w Krakowie dobrze. Co więcej, szybko rośnie liczba bardzo wymagających przybyszy z Zachodu – z Europy i Ameryki. Jeśli ich spytać, dlaczego wybrali nasze miasto i polecają je innym, odpowiadają, że dość łatwo wymienić im rzeczy uchwytne, jak piękne, wspaniałe i klimatyczne Stare Miasto, bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa, bardzo niski wskaźnik bezrobocia, europejska infrastruktura, sprawny transport publiczny, ścieżki rowerowe, liczne i stale rozszerzane tereny zielone, mnóstwo wydarzeń kulturalnych, rozbudowana oferta gastronomiczna i handlowa, coraz piękniejsze i komfortowe mieszkania, bogate zasoby powierzchni biurowej (Kraków jest największym regionalnym rynkiem biurowym w kraju) czy wyjątkowo dogodne skomunikowanie ze światem – największe regionalne lotnisko, autostrada i trasa S7, coraz lepsza kolej… Natomiast o wiele trudniej zdefiniować to, co nieuchwytne.
Czyli co?
Ducha miejsca. Wszyscy są zgodni, że Kraków ma „to coś”. To się czuje właściwie od pierwszego kontaktu. Dzięki połączeniu genius loci i tytanicznej pracy ostatnich trzech dekad aspiracje o grze w europejskiej ekstraklasie miast ziszczają się dosłownie na naszych oczach.
Na ile potrzeba miastu kolejnych „nieosiągalnych” celów, wielkich i ambitnych projektów?
Dotknął pan istoty rzeczy. Żyjemy w realiach spiętrzenia tak wielu kryzysów i tak licznych wyzwań, że tym bardziej powinniśmy uciekać do przodu. Ale żeby to robić, musimy mieć odwagę i wyobraźnię. Weźmy kwestię wspomnianych przez nas wcześniej centrów nowoczesnych usług dla biznesu, w których zaczynają dominować coraz bardziej zaawansowane procesy oparte na najnowszych technologiach. Jak powinniśmy na to patrzyć?
No właśnie – jak?
Ja patrzę tak: dziś gospodarka Krakowa jest szczęśliwie zrównoważona. Ponad 40 proc. PKB Krakowa wytwarzają usługi i handel, ok. 20 proc. – klasyczny przemysł, kolejne 20 proc. centra usług dla biznesu, a turystyka wraz z gastronomią, która na co dzień tak rzuca się w oczy, to jest niecałe 10 proc. Mówię o tym, ponieważ ta zrównoważona struktura gospodarki, z silnie rozwijającym się sektorem BPO/SSC, w znacznej mierze uchroniła Kraków przed recesją zarówno w okresie pandemii, jak i po wybuchu wojny w Ukrainie. Jedne branże, jak turystyka i gastronomia czy rekreacja, przeżywały zapaść lub kryzys, a inne się rozwijały, w efekcie czego stale rosło zatrudnienie i zwiększała się liczba firm. Rosły dochody przedsiębiorstw i wynagrodzenia. Pytanie, jakie trzeba dziś postawić, brzmi: czy tak już będzie zawsze?
Będzie?
Jestem pewien, że może być. Ale to w dużej mierze zależy od naszej wyobraźni i odwagi. W całej Polsce, także w Krakowie, od kilkunastu lat maleje liczba studentów. Oczywiście powodem jest demografia: w grupie dzisiejszych nastolatków przeważają niże. Jednakże w promieniu 100 km od Krakowa mieszka 8 mln ludzi. Równocześnie nasze uczelnie mają wciąż niski – w relacji do ich europejskich odpowiedniczek – odsetek studentów zagranicznych. O ten zasób, studenta zewnętrznego, trzeba zawalczyć. Musimy to zrobić wspólnie, w trójkącie: miasto – uczelnie – pracodawcy. Wszyscy tu powinni się zabrać ostro do roboty. Nie może być tak, że każdy dba o własne podwórko, bo każdy na tym straci. Tylko razem zrobimy to skutecznie. I musimy to robić już dziś. Nie MYŚLEĆ o tym, tylko ROBIĆ. Jeśli nie potrafimy dostarczyć odpowiedniej liczby wykwalifikowanych kadr dla nowoczesnego biznesu, to ten nowoczesny biznes – niezależnie od ducha naszego miasta i tego, że fajnie się u nas żyje – zastanowi się nad innym miejscem. Przy czym nasza wyobraźnia i odwaga musi obejmować nie tylko to, o czym wspomniałem, ale i wielkie projekty infrastrukturalne.
To znaczy?
Musimy stale doskonalić transport publiczny, musimy stale rozbudowywać i dostosowywać drogi do nowych potrzeb, musimy wybudować wiele tysięcy mieszkań spełniających współczesne wymagania, musimy mieć nowe biura sprawdzające się w całkiem nowym modelu pracy, jaki wyłonił się nam po pandemii… Do tego wszystkiego niezbędne są nowe przestrzenie inwestycyjne – i odważne koncepty ich zagospodarowania. Mam wrażenie, że trochę brakuje dziś owej ponadpartyjnej zgody co do tego, że o przyszłości miast o takich aspiracjach, jak nasze, decydują naprawdę wielkie projekty. Realizujemy wspaniały plan – Krakowa Nowej Huty Przyszłości, ale powinniśmy ich mieć więcej. Owszem, Kraków pozostaje największym inwestorem w Polsce południowej, wartość tegorocznych inwestycji – w roku igrzysk europejskich – przekracza 1,5 mld zł. Wytwarzamy 40 proc. PKB całego regionu. Powinniśmy jednak już dziś wiedzieć, co chcemy robić dalej. Wierzę, że my, krakowianie, nie spoczniemy na laurach i nie zadowolimy się tym, co jest, tylko po raz kolejny – uciekniemy do przodu.
W końcu zawsze marzyliśmy o grze w lidze światowej.
Właśnie! A dzięki okienku możliwości, jakie otwarło się po 1989 r., a zwłaszcza wejściu Polski do Unii Europejskiej, jesteśmy bliscy spełnienia marzenia tak wielu pokoleń. Musimy tylko chcieć i mieć odwagę to zrobić.
Rozmawiał ZT