Coraz więcej przedsiębiorców mówi mi, że jak trwoga, to do Boga, a jak kryzys, to do radcy prawnego. Z czego wynika wzrost zainteresowania usługami profesjonalnych prawników?

Bardzo chciałbym, aby wynikał on przede wszystkim ze wzrostu świadomości prawnej przedsiębiorców, a najlepiej – całego społeczeństwa. Byłoby znakomicie, gdyby większość ludzi rozumiała, że warto zabezpieczać swój interes poprzez korzystanie ze stałej pomocy prawnej. Owszem, obserwujemy tutaj stały postęp, rola profesjonalnego prawnika jest doceniana przez coraz większy krąg osób – co mnie bardzo cieszy. Ale moje odczucia są, niestety, ambiwalentne z uwagi na okoliczności, które spowodowały ów skokowy wzrost zainteresowania pomocą prawną. Chodzi przede wszystkim o ogromny chaos w przepisach, który radykalnie zwiększył wśród przedsiębiorców poczucie zagrożenia.

Odkąd pamiętam, przedsiębiorcy narzekali na niejasne i skomplikowane przepisy…

To prawda, ale po wybuchu pandemii problem ten radykalnie się nasilił i uwypuklił, ponieważ państwo, które powinno stać na straży bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, samo stało się generatorem nowych ryzyk i zagrożeń dla przedsiębiorców – i to nie dla największych koncernów czy korporacji, ale przede wszystkim dla jednoosobowych działalności gospodarczych. To głównie one musiały się zmierzyć z inflacją prawa, zwaną dosadnie biegunką legislacyjną, oraz będącą jej efektem fatalną jakością przepisów tworzonych w sposób urągający fundamentalnym zasadom, jakich uczy się na studiach prawniczych. Takie działanie państwa nie spowodowało tylko poczucia zagrożenia, ale w istocie zagroziło położeniem wielu biznesów na łopatki. To dlatego tylu przedsiębiorców zaczęło szukać pomocy u radców prawnych.

Polski Ład miał tutaj zaprowadzić – zgodnie z nazwą – nowy porządek. Udało się?

Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest przywołanie zachowania samego ustawodawcy, który wprowadzone przez siebie regulacje Polskiego Ładu zaczął naprawiać już kilka dni po ich wejściu w życie, a potem nowelizował w ciągu roku – z mocą wsteczną. To rzecz bez precedensu. Jak się wydaje, panuje fundamentalna zgoda co do tego, że stałość prawa, a zwłaszcza stabilność prawa podatkowego, nakładającego na obywateli, w tym przedsiębiorców, określone obciążenia, jest wartością, której bez wyraźnej konieczności nie wolno naruszać. Tu tej stałości po prostu nie było. Prawnikowi wręcz brakuje słów do opisania poczynań ustawodawcy: coś, co nazwano „ładem”, okazało się największym chaosem od wielu, wielu lat.

Widzi pan w tych zmianach jakiś głębszy sens?

Odniosłem wrażenie, że ustawodawca miał wielką potrzebę wykazania się przełomowymi reformami, ale one okazały się być kompletnie nieprzygotowane. W ogóle nie zbadano ich rzeczywistych skutków, najwyraźniej nikogo nie obchodziły konsekwencje.

Ale eksperci, w tym radcowie prawni, adwokaci, doradcy podatkowi, księgowi oraz byli ministrowie finansów i profesorowie prawa z czołowych uczelni, ostrzegali zawczasu, że tak procedowane i uchwalone prawo to przepis na katastrofę. Wręcz wskazywali konsekwencje.

Problem w tym, że my mówimy tu o fundamentalnych zasadach stanowienia prawa i techniki legislacyjnej. Gdyby ustawodawca ich przestrzegał, nie byłoby całego problemu. Całkowicie zawiodła komunikacja z otoczeniem. Nie było szerokich konsultacji społecznych z samorządami gospodarczymi, nie było chęci wsłuchania się w ich argumenty ani refleksji nad sygnalizowanymi przez nas konsekwencjami forsowanych zmian. Samorząd radców prawnych oferuje od dawna swą wiedzę i doświadczenie, nasz Ośrodek Badań, Studiów i Legislacji powołany został m.in. po to, by konsultować akty prawne – nie tylko te dotyczące bezpośrednio wykonywania zawodu radcy prawnego, lecz także inne, odnoszące się do szeroko pojętej sfery społecznej i gospodarczej. Okoliczności i terminy, w jakich zwracano się do nas z prośbą o konsultacje przepisów Polskiego Ładu, dobitnie świadczą o tym, że ustawodawca traktował to wyłącznie jako dopełnienie formalności, nie dając nam czasu na rzetelne sformułowanie uwag, a sobie nie zostawiając czasu nawet na pobieżne zapoznanie się z tymi uwagami.

Pośpiech był nieuzasadniony?

Można go było zrozumieć w przypadku części przepisów pandemicznych – działanie musiało być błyskawiczne, bo gasiliśmy pożar. Ale Polski Ład miał być z założenia reformą na lata, wieloaspektową, o przeogromnym oddziaływaniu na wiele obszarów naszego życia, w tym na działalność wszystkich przedsiębiorców. Taka reforma musi być poprzedzona rzetelną analizą, wnikliwą symulacją skutków, wieloaspektowym badaniem konsekwencji. Tego całkowicie zabrakło. Wydaje mi się, że ustawodawca uchwycił się najbardziej nośnych medialnie populistycznych haseł i one były dla niego na tyle ważne, że wszystko inne przestało się liczyć.

To była niekompetencja i nieudolność czy coś innego?

Dobre pytanie. Alternatywna teoria głosi, że ten chaos wywołano celowo, żeby pod efektownym hasłem obniżenia podatków faktycznie wyciągnąć z kieszeni podatników dużo więcej pieniędzy. Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź, bo w działaniu naszego rządu brakuje transparentności. Jeszcze bardziej doskwiera brak otwartej dyskusji, komunikowania ważnych kwestii. Zamiast tego widzimy wydawane polecenia i ślepe ich głosowanie według dyscypliny partyjnej. Mamy też wyraźną niechęć do słuchania głosów krytycznych oraz do wycofywania się zawczasu z raz podjętych decyzji – chyba z obawy przed kompromitacją lub koniecznością przyznania się do porażki. Władza nie chce zrobić kroku wstecz, natomiast kroki do przodu wykonuje często bardzo pochopnie.

Jak w takiej rzeczywistości odnajdują się przedsiębiorcy?

Istotą przedsiębiorczości jest radzenie sobie w bardzo różnych warunkach. To wiąże się ściśle z próbą przewidzenia, co zdarzy się nie tylko za kilka miesięcy, lecz także za rok, dwa lata. Bez w miarę przewidywalnych warunków trudno inwestować, rozwijać biznes, bo ryzyko jest za duże. Kryzysy, oczywiście, potęgują ryzyka, ale większość przedsiębiorców jest w stanie przewidzieć kierunek i konsekwencje np. rozwoju technologii, cyfryzacji, telekomunikacji czy transformacji energetycznej. Natomiast bezpieczeństwo legislacyjne, stabilność przepisów, może im zapewnić tylko transparentna władza, dobrze komunikująca się z obywatelami.

A jeśli ten element szwankuje?

To państwo dokłada przedsiębiorcom zagrożeń, mnoży ryzyka. W największym stopniu uderza to w małe jednoosobowe działalności gospodarcze, będące źródłem utrzymania milionów ludzi w Polsce. Trzeba jasno powiedzieć, że przy obecnym poziomie bezrobocia oraz zabezpieczeń prawnych pracownikom żyje się relatywnie komfortowo; owszem, mogą narzekać na pożerane przez inflację pensje, ale po pierwsze – nie zawsze wiedzą, ile musi wysupłać przedsiębiorca, by im zapłacić daną kwotę netto, a po drugie – nie podzielają niepokojów większości przedsiębiorców drżących codziennie o swe biznesy.

Niepewność legislacyjna uderza w podstawy bytu niekoniecznie bogatych ludzi. Oni przeważnie bardzo ciężko pracują, żeby biznes im się kręcił.

To prawda, ale w moim przekonaniu ustawodawca wcale nie troszczy się o drobny biznes, choć ten jest przecież w Polsce potężną częścią gospodarki. Widzę, że władza kieruje się coraz częściej motywami populistycznymi i nie patrzy na długofalowe skutki swoich działań. A jeśli tak, to z założenia nie słucha głosów przedsiębiorców. To ma i będzie miało określone skutki nie tylko gospodarcze, lecz także społeczne, bo przecież ten biznes, jeśli tylko jest w stanie zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, zapewnić sobie bezpieczeństwo i jaki taki rozwój, to nie tylko chętnie płaci podatki, ale i troszczy się o pracownika, i angażuje w inne inicjatywy, m.in. pomoc potrzebującym, słabszym. Ludzie mają w sobie taką potrzebę, wystarczy im nie przeszkadzać. Dlatego tak bardzo brakuje mi zaopiekowania ze strony państwa takim drobnym biznesem poprzez zapewnienie mu stabilnych i przewidywalnych przepisów.

I nie chodzi o wysokość podatków?

Zdecydowanie bardziej chodzi o to, by było wiadomo, jaka to będzie wysokość. Za rok, dwa lata. Tylko wtedy można cokolwiek zaplanować.

Ludzie czują też potrzebę szacunku do tego, co robią.

To oczywiste, że przedsiębiorcy też tego potrzebują, zwłaszcza że tworzą miejsca pracy, płacą podatki i ponadto często wyręczają władzę publiczną w różnych dziedzinach, np. fundując plac zabaw albo sprzęt dla szpitala czy szkoły. Niestety, ja szacunku władzy do przedsiębiorców nie widzę. Ten szacunek powinien się manifestować zarówno w tworzeniu odpowiednich warunków dla biznesu, jak i w słuchaniu tego środowiska i uczciwym traktowaniu na co dzień. Ale równie istotny jest przekaz płynący z wypowiedzi władzy. A ten jest, delikatnie mówiąc, lekceważący.

Wielu przedsiębiorców poczuło się dotkniętych określeniem „cwaniacy”. Ono się formalnie nie odnosiło do biznesu jako takiego, tylko do tych, którzy stracą na Polskim Ładzie, ale…

Generalnie właśnie przedsiębiorcy na tym ładzie stracili, choćby przez nowy sposób liczenia składki zdrowotnej i generalną niemożność jej odliczenia od podatku. Chciałem jednak zwrócić uwagę, że akurat mniejsze znaczenie ma to, że jakąś część przedsiębiorców uraziło to określenie, a większe to, jaki ono miało wydźwięk ogólnospołeczny. Widzimy, że wzmocniło negatywne nastawienie grup obywateli do przedsiębiorców, co pogarsza klimat społeczny, segreguje ludzi: to są cwaniaki, a my jesteśmy ci porządni.

Domniemani „cwaniacy” czują się szczególnie dotknięci, bo przeważnie bardzo ciężko pracują.

Tak. Przedsiębiorca właściwie nie wychodzi z pracy, spędza w niej cały czas. Trzeba ogromnego wysiłku, by zbudować i prowadzić przez lata firmę. To zasługuje na szacunek. Metoda sprawowania władzy, w której bierze się na celownik różne grupy społeczne, by wywołać społeczną niechęć, czasem wręcz nienawiść wobec nich, a zarazem dać innym – „swoim” – poczucie wyższości, „lepszości”, budzi mój najwyższy sprzeciw.

Coraz więcej grup społecznych narzeka na przedmiotowe traktowanie, a zarazem zbyt głębokie ingerowanie państwa w kwestie będące wcześniej w gestii samorządów – i tych terytorialnych, i tych reprezentujących zawody zaufania publicznego. Odczuwacie to jako radcowie prawni?

Po tylu latach pracy w samorządzie radców prawnych mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ten samorząd ma głęboki sens. Z jednej strony – bierze istotny udział w stanowieniu o sobie całej grupy zawodowej: na mocy delegacji ustawowych uchwalamy szereg przepisów o charakterze wewnętrznym, zjazd krajowy podejmuje wiele uchwał wpływających bezpośrednio na naszą sytuację, ustanawiamy kodeks etyki, który stanowi podstawę naszej odpowiedzialności dyscyplinarnej, ustalamy składkę członkowską. Krajowa Rada uchwala regulamin wykonywania zawodu. Tworzymy zatem warunki wykonywania przez nas naszej profesji. Z drugiej strony – samorząd jest lub winien być partnerem np. w rozmowach z Ministerstwem Sprawiedliwości o kwestiach dotyczących wykonywania zawodu, sytuacji pełnomocnika procesowego itp. Wreszcie samorząd ma prawo i powinien przedstawiać swoje stanowisko w sprawie proponowanych przez ustawodawcę inicjatyw i zmian legislacyjnych, zwłaszcza w obszarze ładu prawnego i regulacji dotyczących szeroko pojętej działalności gospodarczej. Widać więc, jak ważne w takiej sytuacji jest, żebyśmy mieli mądrą, doświadczoną, dobrze działającą, sprawną reprezentację.

Kto garnie się do samorządu?

Wśród osób angażujących się w działalność samorządową widzę dwa rodzaje motywacji. Pierwsza jest typowa dla osób, które osiągnęły określony status zawodowy, mają doświadczenie i chcą coś zrobić dla samorządu np. poprzez inicjowanie istotnych regulacji dotyczących wykonywania zawodu lub integracji środowiska. Jak w każdym środowisku jest u nas także inna grupa: tych, którzy poprzez zaangażowanie w samorząd chcą coś osobiście zyskać. Nie tylko satysfakcję płynącą z działania na rzecz innych, ale coś więcej. Ważne, by w demokratycznych wyborach potrafić dobrze odczytać te motywacje. Tym bardziej że samorządy zawodów zaufania publicznego, generalnie krytycznie odnoszące się do działań obecnej władzy, zwłaszcza w obszarze wymiaru sprawiedliwości, są również poddawane silnej presji.

Jakiej i po co?

Niewątpliwie władza wolałaby, żeby nie było wobec niej krytycznych opinii. W przekonaniu wielu radców prawnych i adwokatów właśnie po to do Trybunału Konstytucyjnego trafił wniosek dotyczący stwierdzenia niezgodności z konstytucją przepisów ustaw o adwokaturze i o radcach prawnych, dotyczących przynależności do izby adwokackiej lub izby radców prawnych na podstawie kryterium miejsca położenia siedziby zawodowej lub miejsca zamieszkania.

W ocenie wielu radców prawnych i adwokatów, ale też części środowiska sędziowskiego ta inicjatywa posłów, m.in. Solidarnej Polski, to „pretekst do likwidacji niezależnych samorządów obu zawodów zaufania publicznego oraz ich praktyczne podporządkowanie arbitralnemu zarządowi władzy wykonawczej”.

Te obawy nie wzięły się znikąd. Gdy czytam uzasadnienie wniosku do TK, mogę sobie łatwo wyobrazić, że powstaną spontaniczne samorządy oparte na kryteriach światopoglądowych – sprzyjające wyłącznie tej władzy. Wiemy z doświadczenia, że takie twory mają służyć rozmyciu głosu osób wykonujących dany zawód zaufania publicznego. Dzisiejsze krytyczne stanowisko zastąpi „różnica stanowisk”. Będzie można twierdzić, że część środowiska jest „za”, część „przeciw”. A skądinąd wiemy, że władza potrafi nagradzać tych, którzy są „za”.

Rozmawiał ZT

ikona lupy />
Materiały prasowe